"Ania z Wyspy Księcia Edwarda" L.M. Montgomery ukazała się całkiem niedawno jako "ostatni, cudem odnaleziony tom cyklu o Ani". Dość szybko ukazało się, że włączenie książki do serii jest nadużyciem. Jest to raczej zbiór opowiadań i to nie tych najlepszych. Co więcej, Ania, Gilbert i ich dzieci nie są bohaterami żadnego opowiadania. W niektórych pojawiają się postaci z cyklu o Ani, ale najczęściej o rodzinie Blythe'ów tylko się wspomina (stąd angielski tytuł "The Blythes are quoted"). Pomiędzy opowiadaniami umieszczone są wiersze "autorstwa" Ani i jej syna Waltera (naprawdę L.M. Montgomery) - i przy nich pojawiają się króciutkie dialogi między członkami rodziny Blythe'ów. W rozmowach tych nie pada jednak nic nowego - są to niemal wyłącznie odniesienia do wydarzeń z wcześniejszych tomów.
Bohaterami opowiadań są mieszkańcy Glen St. Mary, którzy poza przeżywaniem swoich perypetii (na ogół romasowo-matrymonialno-dziecięcych) mają istną obsesję na punkcie rodziny Blythe. Co drugie zdanie pojawiają się powołania typu "tak mówi doktor Blythe, tak uważa doktorowa, która jest piękną i przemiłą kobietą, to mówiła mi Zuzanna Baker". Bardzo szybko staje się to po prostu irytujące. Gdzieś w jednej czwartej tomu byłam w stanie szczerze znienawidzić Anię, Gilberta, Zuzannę i całą progeniturę.
Podobno L.M. Montgomery po prostu zebrała różne swoje opowiadania - opublikowane w gazetach i te nigdy nie wydane, powplatała wzmianki o Ani, przełożyła "jej" poezją i zaniosła wydawcy. Rozumiem obecny pęd do wydania ostatniego dzieła pisarki w takiej postaci, w jakiej chciała je widzieć - można to uznać za rodzaj hołdu. Jednak reklamowanie tego jako ostatniego odnalezionego tomu Ani ("niepublikowany wcześniej ostatni tom przygód Ani z Zielonego Wzgórza" - cytat z okładki polskiego wydania) jest bzdurą podyktowaną chyba chęcią wyciągnięcia pieniędzy od fanów cyklu (na "Blythe'ów" mogliby się nie złapać).
"W ostatnim tomie głównymi tematami stały się wcześniej tylko luźno poruszane przez pisarkę tematy: zdrada, niechęć do kobiet, zemsta, rozpacz, starość i śmierć. To zdecydowane odejście od klimatu poprzednich części" (stąd). Rzeczywiście nie przypomina to poprzednich części Ani z Zielonego Wzgórza, ale w innych opowiadaniach te tematy się pojawiały. Tu może rzeczywiście są nieco silniej zaznaczone, ale bez sensacji. Skala mroczności nieco wzrosła w drugiej, krótszej części (tom podzielony jest na dwie części - pierwsza dotyczy czasów sprzed I wojny światowej, druga - po niej). Miałam wrażenie, że po prostu opowiadania te powstały później niż "Ania", kiedy o niektórych sprawach można było mówić i pisać śmielej.
To, co mną wstrząsnęło najbardziej, to nie morderstwa i nieślubne dzieci. W ostatnim opowiadaniu pojawiają się imiona wnuków Ani i Gilberta - w to aż nie chce się wierzyć, bo jak Ania mogłaby być czyjąś babcią! Najdziwniejsze jednak wrażenie robi wspomnienie Holokaustu. Ania Shirley i Holokaust wymienione jednym tchem, to jak zderzenie galaktyk z równoległych światów - niemożliwe.
Wracając jeszcze do praktyk polskiego wydawcy, to poza tytułem i reklamą przyczepię się jeszcze do niedbalstwa w imionach. Narzeczona Kuby Blythe'a (najstarszy syn Ani, ja go znałam pod imieniem Jim, a oryginalnie to Jem - skrót od James Matthew), córka pastora Mereditha, występuje czasem pod oryginalnym imieniem Faith, a czasem jako Flora... Ja wiem, że to ta sama osoba, ale ktoś nie oblatany w twórczość Montgomery chyba się nie połapie. Ponieważ część opowiadań wydana w tym tomie ukazała się wcześniej pod tytułem "Spełnione marzenia", przypuszczam, że po prostu przedrukowano je, a nowe fragmenty przetłumaczono, pozostawiając imiona w oryginale, i rezultatem był mały chaos. Może brakuje im w wydawnictwie moli książkowych, które znają poprzednie części cyklu...
"Spełnione marzenia" - wcześniejsze, niepełne wydanie "Ani z Wyspy Księcia Edwarda" |
Podsumowując, nie była to zła lektura, ale byłaby lepsza, gdybym się nie nastawiała na więcej informacji o losach Blythe'ów. W sumie czytałam przed lekturą recenzje, nieodbiegające wiele od mojej, więc już wiedziałam, czego się spodziewać - ale oczywiście i tak chciałam się przekonać osobiście. Jako zagorzała fanka nie mogłabym nie przeczytać czegoś, co pisarka złożyła do publikacji tuż przed śmiercią.
Opowiadania są różne, niektóre lepsze, niektóre gorsze - mają przyjemny staroświecki urok, ale zbyt często opierają się na wyeksploatowanych już przez pisarkę motywach. Zaskoczona byłam chyba tylko raz - przy opowiadaniu, w którym pojawiły się: miłość bez szans na ślub, seks, nieślubne dziecko oddane do adopcji, przemoc i wreszcie morderstwo. Wszystko w jednym dziele...
Ania z Wyspy Księcia Edwarda / Blythes are quoted, L.M.Montgomery, Wyd. Literackie 2011
Spełnione marzenia / The Road to Yesterday, L.M.Montgomery, Wy d. Literackie 2009
Ten wpis ukazał się wcześniej w nieco innej postaci na moim blogu Jedz, tańcz i czytaj.
Spełnione marzenia / The Road to Yesterday, L.M.Montgomery, Wy d. Literackie 2009
Ten wpis ukazał się wcześniej w nieco innej postaci na moim blogu Jedz, tańcz i czytaj.
Należę do wiernych czytelniczek L.M.Mongomery, nic więc dziwnego , że kiedy pojawiły się zapowiedzi wydawnicze tej książki czekałam na nią z niecierpliwością. Kilkakrotnie pytałam w księgarni i gdy wreszcie ją znalazłam z radością sięgnęłam po nowiutki egzemplarz.
OdpowiedzUsuńI tu pierwsze osobiste rozczarowanie - format i druk. A drugie to treść... Poświęciłam sporo czasu na przejrzenie książki i lekturę"na miejscu" (zazwyczaj tego nie robię, ale tym razem miałam już przeczucie, że książki nie kupię).
To, co przeczytałam bardzo mi się nie spodobało. Nie będę szczegółowo wyliczać, bo powtórzyłabym to, co napisałaś. Zgadzam się z Twoją opinią.
Nie znalazłam w tym wydaniu nic ze znanego klimatu całego cyklu o Ani i nawet fakt, że to sama autorka złożyła taki wybór do wydawcy, nie jest wystarczająco przekonywujący do lektury całości.
Wydaje mi się, na podstawie tego, co czytałam w biografii Montgomery, że ona też nie uważała tych opowiadań za warte publikacji, raczej wydawcy domagali się ciągle nowych rzeczy (najlepiej o Ani, bo się sprzedawało), a ona już była u kresu sił i miała serdecznie dość Ani. No i chyba z jakichś powodów tego zbioru jednak nie wydano - dopiero w 1974 r. pojawiła się skrócona wersja, czyli "The Road to Yesterday", a w 2009 r. pełna. Opublikowano go współcześnie po trochu z sentymentu, a po trochu dla pieniędzy - bo co innego może zmusić fanów powieści sprzed wieku do rzucenia się masowo do księgarń, jak nie "nowy, zaginiony tom".
UsuńKsiążki Montgomery to moje dzieciństwo i wracam do nich za każdym razem, kiedy mi smutno i źle. ;-)
OdpowiedzUsuńGdy pojawiła się informacja o niewydanej książce o Ani, oczy wypadły mi z wrażenia. ;-)
No i się rozczarowałam.
Generalnie, mam zastrzeżenia bardzo podobne do Twoich
To już nie ta Ania, nie ta Montgomery.
Wszystko sklecone na siłę, a te fragmenty poezji... szkoda na nie słów.
Najbardziej irytuje mnie polski tytuł, wprowadzający w błąd czytelników, oczekujących kolejnego tomu przygód panny Shirley.
Serdeczności.
Polski tytuł wprowadza w błąd jeszcze z innego powodu. "Ania z Wyspy" to byłoby dosłowne tłumaczenie "Anne of the Island", czyli "Ani na Uniwersytecie".
UsuńMila - to prawda, tytuł zwłaszcza sugeruje, że będzie to pełnoprawny tom cyklu, czyli powieść o losach Ani. Tytuł oryginalny "Blythes are quoted" jest zdecydowanie uczciwszy wobec czytelnika.
UsuńDobromiła - racja, chociaż podejrzewam, że jednak większość nie orientuje się w angielskich tytułach i tym jak się mają do przekładów.
Najgorsza książka jaką czytałam. Powiem szczerze, że z trudem dobrnęłam do końca. No i te nieudane wiersze!
OdpowiedzUsuń