Główna bohaterka to nadal Vicky Austin, tym razem już czternastoletnia. W życiu jej rodziny pojawiają się kolejne wielkie zmiany. W pierwszym tomie w domu Austinów pojawiła się nieznośna Maggy, 10-letnia osierocona dziewczynka, przewracając życie rodziny do góry nogami. Teraz Maggy z tego życia znika - wraca pod opiekę ciotki Eleny, swej prawnej opiekunki, która na początku książki szczęśliwie poślubia wujka Douglasa. Austinowie natomiast planują opuszczenie swojego uroczego wiejskiego domu i przeprowadzkę do Nowego Jorku, ale zanim to nastąpi postanawiają wybrać się na wielką wakacyjną wyprawę.
Vicky tymczasem wchodzi w tzw. "trudny wiek", robi się całkiem irytująca dla najbliższych, a co gorsza - nie potrafi zrozumieć sama siebie. Dociera do niej coraz więcej, zaczyna widzieć niesprawiedliwości świata, pojawiają się pierwsze próby buntu przeciwko rodzinie, a nawet Bogu (Austinowie są wierzący, a dziadek jest pastorem). Wielka wyprawa okaże się ogromną próbą dla kształtującego się właśnie charakteru dziewczynki.
W porównaniu z tomem pierwszym, "Księżyc..." porusza więcej poważnych, "dorosłych" spraw. Jak to możliwe, że życie jest niesprawiedliwe? Dlaczego Bóg nie ingeruje, kiedy na ziemi dzieją się straszne rzeczy? Dlaczego umarła Anna Frank, czemu zginęli mieszkańcy miasteczka Frank (nomen omen), na których w nocy zwaliła się góra, pod którą mieszkali. Czy można być szczęśliwym w świecie, w którym w każdej chwili może nam się przytrafić coś strasznego? Akcja książki rozgrywa się w nie-tak-słodkich latach 60. XX w. Trwa zimna wojna, w Ameryce poczucie zagrożenia jest wszechobecne:
"- Czy państwa dzieci nie ćwiczą w szkole próbnych ataków bombowych? - spytał mój brat. (...)
- Te małe basałyki? Boże, nie! Po co mielibyśmy je tak męczyć?
- Nasze dzieci maja takie ćwiczenia - rzekła mama dość gorzko. - Uczą się wczołgiwać pod ławki. A w Nowym Jorku, gdzie będziemy mieszkać, codziennie w południe włącza się przeraźliwa syrena. Za każdym razem, gdy radio nadaje wiadomości, ludzie przeżywają katusze z niepokoju!" (s. 212)
"- ... kalifornijskie stacje ciągle nadają o czekającym nas fatum. (...) "Miej zawsze pełny bak - wróg może zaatakować w każdej chwili". Pieska ich niebieska - dokąd mielibyśmy wtedy uciec?! "Nie zapominaj o uzupełnianiu wody w kanistrach. Stale miej pod ręką dwutygodniowy zapas konserw". Tylko że nikomu nie chce się wspomnieć o tym, że jeśli ktoś będzie na tyle szalony, żeby rozpocząć wojnę nuklearną, wszystko rozleci się na kawałki i dwutygodniowy zapas peklowanej wołowiny nie uratuje niczyjego życia!" (s. 195)
Na szczęście powieść nie tyle straszy, co próbuje dać odpowiedzi, jak w żyć w tym szalonym, niepewnym świecie. A poza tym funduje czytelnikowi wspaniałą podróż przez stany Ameryki, zahaczając o kawałek Meksyku i Kanadę. Nie trzeba nikogo przekonywać, że Ameryka to fascynujący kontynent, nieprawdopodobnie zróżnicowany geograficznie, więc taka podróż - choćby na papierze - jest warta odbycia. No i mamy wtedy małą szansę, że głodny niedźwiedź postanowi pobuszować po naszym namiocie ;)
Madeleine l'Engle, Księżyc w pełni (The Moon by Night), Media Rodzina 1999
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz