Tę książeczkę czytałem
ponad ćwierć wieku temu i nieco się obawiałem konfrontowania wrażeń z dzieciństwa z
wrażeniami dorosłego. Maniusia Wandy Żółkiewskiej jest bowiem
książką dla dzieci i o dziecku – jedenastoletniej Mani Skłodowskiej,
otoczonej rodzeństwem i koleżankami, poznającej świat i pełnej marzeń.
Dominują w nich dwa pragnienia: powrotu starszej siostry Zosi i
wyzdrowienia matki. Dzieciństwo młodych Skłodowskich zacieniają bowiem
dwie czarne chmury: śmierć Zosi, która umarła na tyfus, i poważna
choroba matki. Chora na gruźlicę pani Skłodowska, bezskutecznie leczona,
stara się chronić swoje dzieci przed zarażeniem: nie mogą się do niej
przytulać, nie znają matczynych pocałunków, muszą się trzymać na
dystans. Szczególnie cierpi najmłodsza Maria, wrażliwa, głęboko
przywiązana do swych najbliższych. W szkole należy do najlepszych
uczennic, co ma jedną złą stronę – zawsze wyrywana jest do odpowiedzi
podczas inspekcji przez znienawidzonego Hornberga, Rosjanina tropiącego
wszelkie przejawy polskości (mamy przecież rok 1878). Oczywiście nie
tylko zmartwienia i nauka wypełniają czas bohaterce; są też zabawy z
rodzeństwem, czytanie, wyprawy do miasta.
Główny
trzon książki oparty jest na biografii pióra Ewy Curie, ale podawane
przez nią nieliczne fakty Żółkiewska rozbudowała, podbarwiła, wreszcie
wprowadziła wątki wymyślone przez siebie – przyjaźń z sierotą Walerkiem i
Dziadkiem Maciejem, dzięki czemu Mania poznała epizody z nie tak
dawnego przecież powstania styczniowego.
Pod
koniec opowieści dziewczynka na wieść o nagłym pogorszeniu zdrowia
matki i po utracie przyjaciół pogrąża się w marzeniach o znalezieniu
wody życia, cudownego środka na wszystkie choroby. My wiemy, że to
marzenie po części się spełniło.
Powieść
wytrzymała próbę czasu: nie jest infantylna, autorka tchnęła życie w
bohaterkę; to jedenastolatka jeszcze nieco dziecinna, ale już zmuszona
mierzyć się z ciężarami ponad siły, znajdująca wytchnienie w lekturach,
które pozwalają jej zapomnieć o wszystkim i podsycają marzenia, na razie
nieokreślone, o czymś wzniosłym i wielkim. W dziewczynce nie ma jednak
egzaltacji, sztuczności. Inne postacie nakreślone są szkicowo, stanowią
zaledwie tło, dzięki temu jednak uwaga autorki i czytelnika skupia się
na głównej bohaterce. Żółkiewska dość udanie, choć również paroma
kreskami, przedstawiła też ówczesną Warszawę. Dorośli będą mieli przy
tej okazji dodatkową przyjemność: śledzenie nawiązań do najbardziej
warszawskiej z powieści, „Lalki” Prusa.
PS.
Wanda Żółkiewska to pisarka z pocztu autorów zapomnianych.
Stworzyła lekturę obowiązkową dla (dawnej) klasy piątej szkoły
podstawowej, czyli Ślady rysich pazurów, o walkach o utrwalenie
władzy ludowej w Bieszczadach (o ile pamiętam, to całkiem sprawnie
napisana powieść przygodowa, aczkolwiek z dość nachalną wymową
ideologiczną) i Czarodzieja, biografię Janusza Korczaka (o której wkrótce).
Wanda Żółkiewska, Maniusia, Nasza Księgarnia 1983.
Wanda Żółkiewska, Maniusia, Nasza Księgarnia 1983.
Pamiętam tę książkę z dziecinstwa. Czytałam ją mając ok. 10 lat i bardzo mi sie podobała. Jej wielką zaletą było właśnie to, że nie była infantylna. Książka dla dzieci, o dzieciństwie, ale bez słodzenia i lukrowania.
OdpowiedzUsuń