czwartek, 19 lipca 2012

Pani na Srebrnym Gaju - L.M. Montgomery


Co za smutna książka... Zadziwiające, jak inaczej odbiera się niektóre pozycje w dzieciństwie i po latach.

Druga część "Pat ze Srebrnego Gaju" ukazała się w Polsce pod dwoma tytułami - jako "Pani na Srebrnym Gaju" (w Naszej Księgarni) i jako "Miłość Pat" (Wydawnictwo Literackie). Nie ukrywam, że ten drugi tytuł zupełnie mi się nie podoba. W oryginalnym tytule - "Mistress Pat" - oznacza właśnie panią domu, a nie kochankę, więc skąd się wydawnictwu wzięła ta miłość? Zwłaszcza, że Pat co prawda kocha, ale swój dom i rodzinę, a po  tytule można się spodziewać romansu. Tymczasem Pat to jedyna bohaterka Montgomery, która z pełną świadomością zamierza zostać starą panną, i przyznaje, że nie potrafi się zakochać.

Z pierwszego czytania w dzieciństwie pamiętam tylko, że mi się bardzo podobało. Tym razem przy czytaniu byłam bliska płaczu (może tak się sentymentalnie starzeję?). Biedna Pat. Tak bardzo kochała swoich bliskich - rodzinę i przyjaciół, swój dom, tak bardzo nie chciała, żeby cokolwiek się zmieniało*. Tymczasem nieubłagany los odebrał jej wszystko. Bliskich i miejsca, jedno po drugim. Dostała bardzo gorzką lekcję życia. Wszystko jest tymczasowe, ulotne, do czegokolwiek się przywiążesz - stracisz to. Myślę, że ta powieść dobrze obrazuje rozczarowanie światem, jakie zaczęło ogarniać autorkę pod koniec jej życia.

Jak już wspomniałam w poprzedniej recenzji - autorka namieszała trochę z czasami, w których dzieje się "Pani na Srebrnym Gaju". Wydala książkę w 1935 r., ale opisała w niej przyszłość, czyli 11 lat począwszy od 1934 r. - książka kończy się jesienią 1945 r., ale nie ma w niej najmniejszej wzmianki o wojnie, bo pisarka, rzecz jasna, nie przewidziała jej. Cale szczęście - przynajmniej oszczędzono Pat utraty braci w działaniach wojennych.

P.S. Zauważyłam wyraźny autoplagiat. Elka, która nie może wybrać miedzy dwoma adoratorami, to wypisz wymaluj Iza Gordon ze swoim Alkiem i Alonzem (lub też Fila Gordon z Olesiem i Alfonsem - zależy od tłumaczenia) z "Ani na Uniwersytecie". Obie bohaterki używają nawet identycznych argumentów za i przeciw.

* To nie była moja lubiona cecha tej bohaterki. Najbardziej zirytowała mnie nadzieja Pat, że jej brat, Sid, już zawsze będzie cierpiał po zmarłej Bietce i nigdy nie pokocha innej, bo wtedy będzie zawsze mieszkał w Srebrnym Gaju razem z Pat - jak w dzieciństwie.

L.M. Montgomery, Pani na Srebrnym Gaju, Nasza Księgarnia 1993
lub
L.M. Montgomery, Miłość Pat, Wydawnictwo Literackie 2006

4 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że jedyną książką tej pani, którą przeczytałam to Ania z Zielonego Wzgórza. I raczej po te nie sięgnę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A dla mnie to najlepsze książki Montgomery :) Uwielbiałam i nadal uwielbiam Pat, jej miłość do domu, przyjmowania gości, gotowania dla nich, niechęć do zmian - w powyższej recenzji te cechy brzmią jak patologia, ale ja tak tego nie odbierałam.
    No i nieoceniona Judysia- kto jak ona rozumiał, co czuje Pat i inne dzieci? Może to dziwne, że rodzice tego nie rozumieli i nie widzieli, ale skoro to ona spędzała z dziećmi najwięcej czasu... Myślę, że Pat najlepiej zrozumieją te osoby, dla których zajmowanie się domem zamiast typowej pracy zawodowej to nie grzech nieróbstwa, ale pasja i efekt miłości do bliskich.
    Pozdrwaiam
    aniki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiłowanie domu rodzinnego zdecydowanie nie jest patologią i nie taki miał być wydźwięk notki. Ale gotowość krzywdzenia innych, byle tylko nie było zmian w domu, wcale mi się nie podobała (jeden brat powinien zrezygnowac z pasji, a drugi z małżeństwa). Jednak to, że bohaterka nie jest chodzącym ideałem, wcale nie zmniejsza uroku książki. Zresztą, tak jak wspominałam w recenzji, Autorka dała Pat gorzką lekcję życia - życie niesie zmiany i nie da się ich uniknąć.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Do niedawna jedyną książką pani Montgomery, jaką przeczytałam, była Ania z Zielonego Wzgórza (właściwie to serią książek, bo czytałam wszystkie z cyklu o Anii), ale właśnie za sprawą tego bloga postanowiłam sięgnąć po więcej i zdecydowanie nie żałuję :)
    Sama Pat raz mnie drażniła, a raz wywoływała uśmiech na twarzy - nie wiem, co przeważało. W każdym razie z wypiekami na twarzy pochłonęłam obie części, czując się znów jak nastolatka (zwł. że czytałam nocami pod kołdrą nawet^^'). I ja oczywiście się na niej rozkleiłam na całego, zwłaszcza przez wizję tych nieubłagalnych zmian, które autorka świetnie zilustrowała w swej książce...

    OdpowiedzUsuń