Ewa
Lach jest autorką chyba zupełnie nieznaną czytelnikom poniżej
trzydziestki. Ci starsi pamiętają cykl o rodzinie Sawanów oraz „Romeo,
Julię i błąd szeryfa”. Te pisane z humorem i pełne celnych obserwacji
obyczajowych powieści o nastolatkach i ich problemach niewiele się, moim
zdaniem, zestarzały, pomijając może peerelowskie realia. Zasługa to
niezwykle naturalnego języka pisarki, która nie siliła się na
młodzieżowe stylizacje ani nie operowała drętwym językiem częstym nawet w
młodzieżowych utworach z epoki (może dlatego, że sama debiutowała jako
szesnastolatka powieścią napisaną trzy lata wcześniej – tyle bowiem
trwało w latach sześćdziesiątych wydanie książki). Czyniąc narratorami
powieści ich nastoletnich bohaterów, unikała też konieczności
rozsnuwania dydaktycznego smrodku, co nie oznacza, że książki nie miały
wartości wychowawczych: bohaterowie jednak uczyli się na własnych
błędach i sami dochodzili do odpowiednich wniosków.
Przypominam
Ewę Lach dlatego, że niedawno wpadł mi w ręce „Pępek węża”, wydany w
1987 roku. Przed lekturą dałbym sobie głowę uciąć, że wcześniej tej
powieści nie widziałem na oczy, po przeczytaniu nie jestem już tego taki
pewien, gdyż całość brzmiała dość znajomo. Być może dlatego, że
skrojona jest według wzoru dobrze opanowanego przez autorkę, co jednak
nie oznacza wtórności i nudy.
„Pępkiem
węża” jest Renata Miś. Jak sama wyjaśnia: „Jestem pępkiem węża! [...]
Turystycznego, rodzinnego. Wiesz, taki się czasem formuje rządek pod
górkę. Głowa węża: tata, szyja: babcia [...]. Pierś węża to mama, bo
głównie zajmuje się karmieniem. Pępek to ja, a ogon: reszta”. Podczas
wakacyjnej wyprawy z wężem rodzinnym w góry poznaje Rafała, a ta
przypadkowa znajomość ściągnie na nią kłopoty. Po powrocie do domu
Renata z niepokojem zaczyna obserwować, jak stosunki między rodzicami
zaczynają się psuć: padają ostre słowa, zarzuty, pretensje. Dziewczyna
za przyczynę zamętu uznaje Pannę Magister, współpracowniczkę ojca, która
prosi go o pomoc w jakichś doświadczeniach, a potem zaczyna coraz
częściej odwiedzać w domu. Przejęta domniemanym rozpadem małżeństwa
rodziców Renata zaczyna mieć problemy w szkole, pogarszają się też jej
stosunki z koleżankami, gnębi ją zazdrość o ładną i utalentowaną
kuzynkę, która pomieszkuje u Misiów. Coraz częściej słyszy wyrzuty matki
i kazania ojca. Wreszcie postanawia wymyślić coś, żeby uratować swoją
rodzinę i odstraszyć nielubianą Pannę Magister. Podejmuje też próbę
wyciągnięcia się z dwój i zaprzyjaźnienia z dotychczasową rywalką z
klasy. Znienacka na jej życiu mrocznym cieniem kładzie się niepokojąca
postać Rafała, który okazuje się narkomanem. (Swoją drogą, w jakiej
sielankowej epoce rozgrywa się akcja: ojciec chemik musi wyjaśnić swoim
dzieciom, co to są narkotyki i czym grozi ich zażywanie. Dziś pewnie
zostałby przez progeniturę zabity śmiechem i poinformowany, co zażywa
się na szkolnych wycieczkach i jakie są efekty. No może przesadzam,
przypuszczalnie szczerość w stosunkach rodzice-dzieci aż tak nie
wzrosła).
Akcja
toczy się wartko, nie brakuje dramatycznych zwrotów, tylko humoru jakby
mniej niż w innych powieściach Ewy Lach. Na tle dzisiejszej literatury
dla nastolatków, złożonej chyba wyłącznie z tłumaczonych pamiętników
księżniczek i tłuczonych seryjnie (podejrzewam, że przez automaty)
romansów wampirycznych, książka wypada zaskakująco świeżo, mimo upływu
lat. Nie wiem, czy z tą opinią zgodziliby się gimnazjaliści. Dla nich
pewnie Renata Miś i jej problemy to jakiś kompletny Spitsbergen (jak
mawia bohaterka), a sama powieść to koszmarna ramota (zamiast „ramota”
wstawić dowolne młodzieżowe słowo oznaczające obciachowy staroć). I na
dodatek bohaterowie, żeby zadzwonić, biegają do sąsiadów. A to już
zupełnie nie do pojęcia. Starszym natomiast polecam, może nie na
początek znajomości z twórczością Ewy Lach, ale dla jej rozszerzenia.
Ewa Lach, Pępek węża, Czytelnik 1987.
O, załapałam się wiekowo na granicy;-) znam książki E. Lach, nie tylko Sawanów pamiętam, ale i i "Kosmihikanów". Lubiłam te dawne "młodzieżówki", też jestem ciekawa, jak odbierają je współcześni nastolatkowie.
OdpowiedzUsuńKosmohikanie się przeraźliwie zestarzeli:) A współczesna młodzież Ewy Lach nie zna w ogóle, nie była wznawiana od stuleci:P
UsuńOryginalny blog ;) Zaczynam obserwować i zapraszam do siebie: http://ksiazki-recenzja.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki, ale patrząc granicę wiekową, trochę mi brakło ;) I mimo że nie czytałam, myślę, że masz rację pisząc, że książka ta jest miłą odmianą od tego co nas teraz otacza w księgarniach.
OdpowiedzUsuńZapraszam także do mnie: http://www.agatonistka.blogspot.com/
Jestem właśnie zdegustowana powieściami młodzieżowymi, o których wspomniałaś w recenzji, dlatego też myślę, że może warto by było sięgnąć po jakąś książkę Ewy Lach. Samo nazwisko jest mi bardzo dobrze znane, jednak nie miałam jeszcze okazji, żeby coś autorstwa tej pani przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :) http://knigiszarikowa.blogspot.com/
Jedną z moich ulubionych książek w czasach bardzo zielonej młodości była książka pani Ewy Lach "Na latającym dywanie" - tę najlepiej pamiętam, muszę sobie przypomnieć inne powieści tej autorki.
OdpowiedzUsuń