Słyszałam o dydaktyzmie Zofii Urbanowskiej, oglądałam romansową okładkę z serduszkiem (ohydną, swoją drogą) i byłam pełna jak najgorszych przeczuć co do lektury. Tymczasem "Księżniczka" okazała się przemiłą niespodzianką. W swoich czasach zresztą była "bestsellerem" i nawet przetłumaczono ją na język francuski. Chętnie czytałabym więcej takich polskich perełek. Jane Austen i siostry Bronte wielkimi są, ale na Anglii świat się nie kończy, a polskie panienki XIX-wieczne też miewały ciekawe żywota ;)
Zofia Urbanowska
Księżniczka
1886
Wyd. Tenten 1991
Bohaterka książki, siedemnastoletnia Helenka, wychowywała się w bogatym domu. Śliczna jak obrazek dziewczyna ma dobre serce, ale przyzwyczajona jest do zbytków i zaspokajania zachcianek. Jej matka to wzór arystokratki, kobieta, której ulubionym zajęciem jest siedzenie w pozie omdlałej na szezlongu, a w swej córce wytrwale pielęgnuje ów uroczy "rys słabości", który jej zdaniem jest główną ozdobą dziewczyny. Ojciec to człowiek dobry, ale niepotrafiący gospodarować pieniędzmi, których zawsze miał pod dostatkiem. Dobre serce i nieumiejętność odmowy wpędzają go w końcu w poważne długi. Rodzina staje na skraju bankructwa.
Helenka, dotąd żyjąca głównie myślą o balach, na których właśnie zaczęła bywać, staje nagle w obliczu nieuniknionej nędzy. Matka ma dwie białe, delikatne i lewe rączki, ojciec jest stary i schorowany, a ratunku szuka w modlitwie. Helenka musi zakasać swoje muślinowe rękawki i wziąć się do pracy.
Jako "panna sklepowa" trafia do firmy ogrodniczej i domu rodziny Radliczów. Dom ten w niczym nie przypomina jej własnego. Rodzina nazywana jest przez Helenkę szyderczo "kwakrami" - ze względu na skromny i prosty styl życia. Powoli jednak rozpieszczona panienka dostrzega pielęgnowane przez Radliczów wartości i rozpoczyna długi a zwłaszcza nader bolesny proces wewnętrznej przemiany.
Obawiałam się ciężkiego przypadku romansu, ale wątek miłosny występuje tu na bardzo dalekim planie. Główną rolę odgrywa przemiana bohaterki oraz zmagania z ciężką sytuacją finansową. Walka Helenki o uratowanie rodziców przed bankructwem naprawdę wciąga. W dodatku historia pracy bohaterki nad własnym charakterem jest psychologicznie prawdziwa - żadne tam hop siup, tylko pot, łzy i wewnętrzny bunt. Poza samą fabułą powieść jest po prostu ciekawym obrazkiem obyczajowym Polski okresu rozbiorów, a także stosunków polsko-niemieckich. W dodatku to zdecydowanie pozytywistyczno-feministyczne dzieło, podkreślające rolę kobiet w społeczeństwie, a także konieczność kształcenia tychże w czymś więcej niż śpiew i haft. Książka Urbanowskiej niewątpliwie ma pełnić rolę edukacyjną, zresztą została napisana na konkurs "Tygodnika Ilustrowanego" na powieść ukazującą obraz i wzór "dojrzałej kobiety, a kobieta przedstawiona być miała na polu właściwego jej działania w rodzinie lub poza jej obrębem". Abstrahując jednak od nauk płynących z lektury, sama fabuła jest wyjątkowo wciągająca, styl uroczy, a przekazywane nauki niezmiennie aktualne.
Zachęcam gorąco i samej sobie życzę podobnych literackich odkryć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz