Sprawa pierwsza - "Pierwsza książka mojego dziecka", która niedawno dostała kolejną dotację od ministerstwa kultury. Wątpliwej urody strona wizualna dzieła została ostro oprotestowana przez ponad stu wykładowców akademii sztuk pięknych, psychologów, ilustratorów i wydawców książek dla dzieci. Irena Kuźmińska, szefowa Fundacji ABCXXI - Cała Polska Czyta Dzieciom, która przygotowywała rzeczoną książkę, odpowiedziałą na zarzuty, że celem akcji jest dziecko, a nie książka. Przy całym szacunku dla pani Kuźmińskiej, skądinąd mądrej kobiety, zasłużonej dla rozwoju czytelnictwa w Polsce (bardzo ciekawy wywiad TU), nie mogę się z nią zgodzić. Czemu nie można upiec dwu pieczeni przy jednym ogniu i zadbać nie tylko o rozwój mowy malucha, ale i o jego edukację estetyczną. Pal już licho czystą przyjemność obcowania z ładnymi obrazkami, bo zdaniem pani Kuźmińskiej dzieci potrzebują "wyrazistych, kolorowych, najlepiej konturowych rysunków, które dorosłym raczej nie przypadają do gustu"* - czytaj, dzieci lubią brzydkie obrazki. To bardzo ciekawe stwierdzenie, ale nieprawdziwe. Moje roczne dziecko z równym zainteresowaniem ogląda zarówno klasyczne ilustacje Szancera, malarskie impresje Erica Carle, zdjęcia, jak i pseudodisneyowskie bohomazy. Ale staram się, żeby z bohomazami miało jak najmniejszą styczność... Pomijając już kwestię edukacji estetycznej - czytanie książki (dobrej) to przyjemność. Ale czytanie pięknej książki to przyjemność podwójna. A czytanie pięknej książki dziecku to jeszcze w gratisie przyjemność dla rodzica.
Więcej o "Pierwszej książce..." możecie poczytać w świetnym zeszłorocznym wpisie na blogu
Czytanki-Przytulanki.
Kliknijcie obrazek i obejrzyjcie 20 pięknych okładek książek dla dzieci |
Sprawa druga to bolesne poszukiwania książeczek dla mojej rocznej córeczki. Z pięknymi książkami dla starszaków, drukowanymi na zwykłym papierze, nie ma problemu, niestety takie książeczki córka błyskawicznie przerabia na confetti, a nawet gryzetti ;) Książeczki tekturowe natomiast wołają o pomstę do nieba. Większość jest tak potwornie brzydka, że nie chciałabym, żeby moje dziecko kiedykolwiek miało z nimi kontakt. Te ładne też są, ale to często książeczki obrazkowe, do opowiadania, a my poza nimi chcielibyśmy też takie z wierszykami, bo córa uwielbia słuchać rytmicznego tekstu. Jak paskudnie można zilustrować biednego Brzechwę czy Tuwima, to się w głowie nie mieści. Co z tego, że książeczki są tanie? Udaje mi się wyłuskiwać co ładniejsze, a przynajmniej przyzwoite, z księgarnianych stosów, ale nie jest to zadanie łatwe. Odtrutką na zalew tekturowych koszmarków jest dla mnie wyszukiwanie (i gromadzenie) pięknych pozycji, które zainteresują córkę dopiero za kilka lat.
Pewnie sporo osób ma podejście bliskie szefowej Fundacji ABCXXI - dziecko się nie zna, a że jest ciekawe świata, wszystko co kolorowe przyciągnie jego wzrok, więc po co się wysilać. Ja jednak uważam, że świadomy rodzic nie karmi dziecka byle czym, czy chodzi o strawę zwykłą, czy duchową. Nie czytajmy dzieciom książek byle jakich, bo grafomańskie wierszyki nie rozwiną miłości do literatury, a paskudne ilustracje - wrażliwości na piękno.
Przygotowałam dla Was kilka wpisów w ramach tego cyklu - opiszę w nich ukazujące się obecnie w różnych wydawnictwach serie klasyki dziecięcej, które cieszą oko odbiorcy. W późniejszych wpisach znajdzie się także miejsce dla pojedynczych perełek, wydanych w ostatnich latach, a jak się uda, to i tych archiwalnych.
Nie wiem kto układał listę 20 najpiękniejszych na świecie książek dla dzieci ale lista sprawia wrażenie, jakby jej autor "był mocno w plecki" z grafiką wychodzącą poza kraje anglosaskie. Wielu polskich ilustratorów spokojnie może zakasować te jakoby "najpiękniejsze" książki.
OdpowiedzUsuńO projekcie książki w wyprawce słyszałem, czego to ludzie nie wymyślą - aż ręce opadają człowiekowi ...
Od dawna wiadomo, że dla Anglików 100 najważniejszych książek w dziejach oznacza 98 książek angielskich autorów ;) Nie uważam, żeby to było akurat 20 najpiękniejszych, ale ładne są, obejrzeć można z przyjemnością, a że polscy ilustratorzy dobrzy są, to wiadomo. Przynajmniej wielbicielom książek, bo dla niektórych wydawców obrazek równy obrazkowi i czy go zrobi dobry ilustrator, czy kuzyn po znajomości, to najwyraźniej różnicy nie czyni.
UsuńKsiążka w wyprawce mogła być dobrym pomysłem, nie każdy rodzic zakupi dziecku książeczkę, a tak, jak już ma, to może poczyta.
Może i poczyta tylko co kilkutygodniowe/kilkumiesięczne dziecko z tego zrozumie ale że mama może się lepiej czuć czytając w to nie wątpię :-)
UsuńTu się nie mogę z Tobą zgodzić. Sama czytałam może nie kilkutygodniowej (nie miałam do tego głowy wtedy), ale kilkumiesięcznej córce wierszyki i wierz mi, że słuchała z uwagą - zapewne niewiele rozumiała z treści, ale słuchanie sprawiało jej radość. Im była starsza, z tym większą uwagą słuchała. Nie skończyła jeszcze roku, a każdego dnia przynosi mi swoje książeczki i domaga się czytania (niektórych po kilka razy pod rząd, ech). A do dziś pierwsza książeczka, którą jej czytałam, jest jej ulubioną i rozpromienia się, jak tylko przewracam pierwszą stronę.
UsuńNie ma takiej cezury w życiu dziecka - ok, do tego momentu nic nie rozumie, więc nie warto się wysilać, a od tego wieku nagle - z dnia na dzień - już kuma, więc teraz, uwaga, zaczynamy czytać i oczekujemy, że to polubi.
Z tym, że roczne dziecko rozumie, co mu się czyta nie dyskutuję - powątpiewam tylko w sens dokładania książeczki do wyprawki, która przeznaczona jest dla noworodka. Ale jak się okazuje, to działa :-) choć równie dobrze można czytać dziecku Prawo bankowe (znam taki przypadek) bo przecież nie chodzi o to, że rozumie ono tekst tylko słyszy głos matki i jego intonację.
UsuńPrawo bankowe na pewnym etapie na pewno też się sprawdzi :), potem jednak lepiej działa coś, co się rymuje (nawet niekumaty maluszek lubi rytmiczny tekst) albo - w wieku bardziej kumatym - prostsza historyjka poparta obrazkami.
UsuńA jeśli chodzi o dokładanie do wyprawki - to raczej nie chodzi o to, że należy noworodkowi natychmiast po powrocie ze szpitala zacząć czytać, ale jest to po prostu wygodny moment przekazania książeczki, no bo jak inaczej? Odwiedzać po domach tych, co mają dzieci np. trzymiesięczne? Przekazywać w przychodniach? Książeczka wyprawkowa nie zając, poleży i poczeka na stosowny moment :)