No, dalej, myślimy o czymś przyjemnym i lecimy za Piotrusiem - cały czas prosto, aż do rana. Jeśli coś Wam zabrzęczy koło ucha nie łapcie za zwiniętą gazetę - to nie mucha, tylko wróżka, zwana Cynowym Dzwoneczkiem. Tylko uważajcie - jest zabójczo (dosłownie) zazdrosna o Piotrusia. Tego uroczego łobuziaka, który ma jeszcze wszystkie mleczne zęby i który jest przekonany o własnej wspaniałości. "Ależ ja jestem sprytny!" - powtarza, nawet jeśli sprytem wykazał się tak naprawdę ktoś inny. Aha, szarpnijcie Piotrusia czasem za nogę i przypomnijcie mu swoje imię. Ma w zwyczaju zapominać, jeśli za długo kogoś nie widzi. A chociaż nauczył Was latać, to przecież nie powiedział, jak się ląduje. Nie jest to proste i może być dość nieprzyjemne - jeśli na przykład trafi Was strzała zapodzianych chłopców. Albo jeśli z jakichś niewytłumaczalnych przyczyn najdzie Was chęć lądowania na terytorium Czerwonoskórych lub na pirackim statku Kapitana Haka. Nie róbcie tego zresztą, proszę. W końcu Kapitan Jakub Hak był jedynym człowiekiem, którego bał się Długi John Silver (a przecież nawet sam Flint bał się Długiego Johna)*. Najokrutniejszy z okrutnych, z hakiem zamiast dłoni, a jednocześnie szalenie samotny wśród innych piratów, tak irytująco nieokrzesanych. Sam Hak był namiętnie przywiązanym do dobrych manier absolwentem doskonałej szkoły z tradycjami. Nienawidził Piotrusia Pana za jego zarozumiałość, a zarazem potwornie dręczył się przeczuciem, że być może maniery Piotrusia są w istocie lepsze niż jego...
Już lepiej lądujcie wśród Czerwonoskórych, być może wykorzystacie element zaskoczenia, bo tego się na pewno nie będą spodziewać. Nibylandia jest co prawda światem wyobraźni, ale jednak działa według ściśle ustalonych reguł. Istnieje na przykład procedura wojny z Czerwonoskórymi. Indianie ZAWSZE atakują pierwsi, tuż przed świtem, podczas gdy biali stawiają palisadę i czekają, nerwowo nadeptując na suche gałązki...
Ale "Piotruś Pan i Wendy" to nie tylko dzikie przygody, walki z Indianami i piratami. To w dużej mierze opowieść o... matkach. O matkach, które będą czekać na swoje zagubione dzieci, jak długo będzie trzeba (a może wcale nie będą? Czy to była prawda, Piotrusiu, czy tylko jedno z twoich zmyśleń?) O dzieciach, które będą zawsze do swoich matek tęskniły (a może istnieje jeden wyjątek?). O Wendy - postaci tytułowej na równi z Piotrusiem - małej dziewczynce, która stała się przybraną matką dla całej gromadki chłopców. Swoją drogą, Wendy to nieco irytujący jednowymiarowy koncentrat instynktu macierzyńskiego. Radością jej życia było gotowanie, pranie, sprzątanie, cerowanie skarpet, opatulanie kołderkami i podawanie lekarstw, niech się schowa Śnieżka ze swoimi krasnoludkami.
Ale co ja Wam będę opowiadać, sami przeczytajcie.
Geneza powstania powieści o Piotrusiu Panu została spopularyzowana w filmie "Marzyciel" z Johnym Deppem w roli J. M. Barriego. Pisarz był zaprzyjaźniony z rodziną nazwiskiem Llewelyn Davies, która "obrodziła" w małych chłopców - było ich aż pięcioro. Kiedy Barrie poznał Daviesów na świecie był Geoge, John i malutki Peter. Pisarz zabawiał straszych braci opowieściami o tym, że ich mały Peter potrafi latać, ponieważ dzieci przed urodzeniem się są ptakami. Tak narodziła się postać Piotrusia Pana**. Niektórzy uważają też, że pierwowzorem bohatera mógł być starszy brat pisarza, David, który zginął tragicznie w wieku lat trzynastu. W literaturze Piotruś Pan pojawił się w roku 1902, w kilku rozdziałach utworu dla dorosłych (sic!), zatytułowanego The Little White Bird. Dwa lata później Barrie napisał sztukę teatralną, w której również pojawiła się postać Piotrusia Pana, Peter Pan; or, the Boy Who Wouldn't Grow Up. W 1906 r. wspomniane rozdziały zostały wydane osobno, już jako historia dla dzieci, pod tytułem Peter Pan in Kensington Gardens. Zaś w 1911 r. na półki trafiła wreszcie powieść Peter Pan and Wendy, oparta na owej sztuce teatralnej.
Chłopcy Daviesów z ojcem |
J.M. Barrie |
"Piotruś Pan" doczekał się trzech polskich tłumaczeń. Po raz pierwszy powieść została wydana już w 1913 r. w przekładzie Zofii Rogoszówny, kolejne było tłumaczenie Macieja Słomczyńskiego, a ostatnie - Michała Rusinka.
Powstało sporo ekranizacji "Piotrusia Pana i Wendy" - pierwsza, niema, w 1924 r.
Dobrze widzicie, Piotruś Pan był kobietą ;) |
Disney stworzył dwa filmy animowane - pierwszy "Piotruś Pan" z 1953 r. był oparty na sztuce teatralnej Barriego Peter Pan; or, the Boy Who Wouldn't Grow Up. Drugi, Piotruś Pan: Wielki powrót z 2002 r. bazował na krótkim fragmencie zakończenia książki "Piotruś Pan i Wendy", mówiącym o córce Wendy - Jane. Powstała też całą seria (sześciu jak dotąd) filmów o Dzwoneczku, taki nibyprequel do Piotrusia Pana.
Przy całym szacunku do produkcji Disneya, zwłaszcza tych klasycznych, uważam, że udisneyowienie zrobiło krzywdę wielu książkom. "Piotruś Pan i Wendy" jest naprawdę rewelacyjną lekturą, ale bywa smutny, poważny i... drastyczny. Zabija się tu naprawdę, "na śmierć".
W 2003 r. powstała bardzo dobra, moim zdaniem, ekranizacja w reżyserii P. J. Hogana, która nie odbiera "Piotrusiowi" ani uroku, ani powagi. A bohater już zawsze będzie miał dla mnie uśmiech Jeremy'ego Sumptera...
Warto wspomnieć też o filmie "Hook" z 1991 r., inspirowanym "Piotrusiem Panem", z Robinem Williamsem w roli tytułowej i Julią Roberts jako Dzwoneczkiem.
* Uwielbiam tego typu odwołania w literaturze. Długi John i Flint to oczywiście piraci z "Wyspy Skarbów" Stevensona.
** Peter Pan - "Pan" od imienia bożka z greckiej mitologii, nie mylić z "panem Piotrem" (wtedy oryginał musiałby mieć tytuł Mr. Peter ;))
Piotruś Pan i Wendy, J.M. Barrie (tłum. Michał Rusinek), Znak Emotikon, Kraków 2014
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz książki - dzięki niej odbyłam wreszcie podróż, która ominęła mnie w dzieciństwie.
No proszę, mamy podobny gust :-) Mój wpis z 1 marca http://gospodaliteracka.wordpress.com/2014/03/01/j-m-barrie-piotrus-pan-i-wendy/ ;-) Blog masz wspaniały! Będę tu częstym gościem :-* Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam :) Próbowałam dodać komentarz pod Twoim wpisem, ale niestety mam na pieńku z wordpressem, nigdy mi się tam nie udaje zalogować, chociaż próbuję różnych opcji :/ Ilustracje Ingpena są bajkowe (nomen omen), szalenie mi się podobają.
Usuń