wtorek, 12 lutego 2013

"Mio, mój Mio" Astrid Lindgren

Nie wiem, jak to się dzieje, lecz im człowiek starszy, tym trudniej mu marzyć. Jakby uczepił się go głos i szeptał do ucha: szkoła, nauka, problemy duże i małe – myśl o tym… Chociaż  szukasz książek, by ten głos zagłuszyć – nie zawsze udaje się. A jak nawet już się uda, zaraz wchodzisz w świat podobny do twojego, po prostu, na kark zarzucasz sobie problemy innych.

Nie tym razem jednak, wreszcie głos uciekł, zakopał się głęboko w ziemi, zapewne drżąc ze strachu przed najgroźniejszymi historiami świata: baśniami. Sięgnęłam wreszcie po jedną z tych cudownych książek Astrid Lindgren i  gdybym miała w trzech słowach opisać tę, powiedziałabym: najpiękniejsza baśń świata.
„Mio, mój Mio” bowiem, zamiast znajdować wydarzenia zastępujące nam codzienne problemy, wyciąga rękę, by zabrać nas tam, gdzie ich w ogóle nie ma – do Krainy Dalekiej.

Czy zostałeś przypadkiem porwany z parkowej ławki, tramwaju, łóżka, to nie ma znaczenia. Wreszcie czujesz się wolny, spokojny i bezpieczny. Księżyc przybliża się niepostrzeżenie, kraina już jest, odnaleziony ojciec-król i przyjaciele również.

Mijają więc dni, na przechadzkach po ogrodzie różanym, po  łąkach  i lasach. Pojawia się cudowny koń o ufnych oczach, jest też źródło gaszące pragnienie.
Lecz jak to w każdej baśni bywa, pojawia się mroczna postać. Tym razem pod nazwą rycerza Kato, zabiera najmłodszych, wkładając im serca z kamienia bądź zamieniając w ptaki. A uratować może ich jedynie Mio. Malutki Mio, zabrany ze sztokholmskiego parku. Czy ojciec-król nie kocha go, jeżeli godzi się, by wyruszył na taką wyprawę?...

Pod osłoną tej historii wielu biografów znalazłoby kawałek życia autorki. To ona musiała oddać swojego maleńkiego syna do adopcji, ponieważ nie stać jej było, by utrzymać dziecko. Dopiero po trzech latach mogła zatrzymać synka w domu. Cóż, zapewne w historii kryje się przesłanie dla Lassego. Jednak to przesłanie jest również gwarancją dla wszystkich dzieci, uspokaja je i otula bezpieczeństwem.  Rodzice czekają na nie w Krainie Dalekiej. Ktoś czeka w Krainie Dalekiej i na nas.  I chociaż czasem czekają na nas trudne zadania i trudne przeszkody, my je pokonamy…

Prócz sugestywnej historii w książce czekają na nas marzycielskie scenerie, bure bądź sielskie krajobrazy.   Czekają na nas ludzie i straszni, i ludzko okrutni, i prawdziwi przyjaciele.
A siła całego opowiadania tkwi w prostocie. Dziecko jest wymagającym czytelnikiem. Nie dla niego długie, nic nie wnoszące opisy. Powiesz „ogród różany” i one widzą już wszystko. Ale oszczędzać na papierze też nie można. Nie zapominajcie o pytaniach, jakie zadają dzieci. Trzeba trafić idealnie. W styl prosty, wyczerpujący, zajmujący, magiczny, pobudzający naszą wyobraźnię. Astrid Lindgren robiła to po mistrzowsku.

Piszę dzieci to, dzieci tamto, jednak sama widzę po sobie, czego od babci wymagam, co ona mi daje. Podróż do krainy marzeń każdego dziecka, każdego samotnika, każdego introwertyka, każdego zaganianego społecznika. Podróż nie pierwszą klasą, co to bowiem za radość, gdy wszystko mamy podane? Tutaj dużo musimy sobie wyobrazić, samemu przeżyć tę historię i to jest w tej książce najpiękniejsze. 
I dlatego ja tak uwielbiam tę książkę. Mimo niebezpieczeństw czekających na Mio, opowieść ta przynosi ukojenie i nadzieję...
"Mio, mój Mio" A.Lindgren, wyd. Nasza Księgarnia, 2008, tł.M.Olszańska

1 komentarz:

  1. Chyba pierwszy raz napiszę coś niepochlebnego o książce dla dzieci i to jeszcze na dodatek napisanej przez Astrid.Dla mnie i dla mojego 7letniego dziecka było nie lada wyzwaniem przebrnięcie przez tę książkę. Nie wiem czy to za sprawą tłumaczenia, czy po prostu nie trafiona pozycja w nasz gust, ale doświadczenie nawet można określić jako makabryczne. Pod koniec książki moje dziecko zapytało:"Czy oni muszą cały czas tak powtarzać w kółko to samo"? I w tym momencie mnie oświeciło, że te liczne powtórzenia mnie wykańczają. Jakbym nie wiedziała kto jest autorem to w życiu bym się nie domyśliła.

    OdpowiedzUsuń