Co za fantastyczna książka! I jaka tam klasyka dziecięca! Każdy dorosły czytelnik powinien być usatysfakcjonowany. Młody zapewne też, ale bohaterka jest już dorosłą kobietą, a i z problemami poważnymi się boryka, żadne tam koci łapci.
Pisałam już o Jean Webster przy okazji wpisu o "Patty" oraz "Patty i Priscilli". Anek7 z kolei pisała o "Tajemniczym opiekunie" i "Kochanym wrogu". Jej wpis przypomniał mi, że choć "Tajemniczego opiekuna" znam doskonale, to na "Kochanego wroga" nigdy się nie natknęłam. Nic dziwnego zresztą, bo z tajemniczych przyczyn wznowień brak, a zdobycie starego wydanie jest prawie niemożliwe. Na szczęście znalazłam audiobooka, ładnie przeczytanego, a w odwodzie miałam jeszcze oryginał w postaci ebooka (ze strony Projektu Gutenberg), ale o nim później.
Urocza książka, której wysłuchałam z niekłamaną przyjemnością i satysfakcją. Dla nieznających "Tajemniczego opiekuna" (są tacy? wstyd!) wyjaśniam, że bohaterką tegoż była panna Agata Abbot, sierota z Domu Wychowawczego im. Johna Griera. Jeden z opiekunów Domu zafundował jej naukę w collegu, i pozostając incognito, zażyczył sobie, by dziewczyna zdawała mu relację w listach. Powieść ma postać epistolarną - czytaj, cała składa się z listów Agaty. "Kochany wrogu" rozgrywa się w kilka lat później. Agata szczęśliwie wyszła za swego dobroczyńcę i wraz z mężem postanawia zreformować Dom Wychowawczy im. Johna Griera. Na kierowniczkę wybierają dawną koleżankę Agaty ze szkoły, Sally McBride, obrotną młodą damę o rudych włosach i domieszce krwi irlandzkiej. Sally przekształca sierociniec w nowoczesną placówkę z zapałem i talentem, jednocześnie uważa się jednak - przynajmniej początkowo - za osobę nie całkiem na właściwym stanowisku, bo pochodzi z zamożnej rodziny i dotąd wiodła życie dalekie od trosk. Jej zdanie podziela jej narzeczony, obiecujący polityk imieniem Gordon. Jak się Sally spełni w roli "matki" dla ponad setki sierotek? Powieść ponownie ma postać listów, tym razem autorstwa Sally, a kierowanych do Agaty, Gordona oraz "sierocińcowego" lekarza, Robina MacRae, tytułowego "wroga".
Powieść nie nudzi ani przez chwilę, dzieje się wiele, zarówno na gruncie sierocińcowym, jak i prywatnym. Bywa zabawnie, bywa poważnie, romantycznie i strasznie. Reformy wprowadzane w domu opiekuńczym są oparte na zdrowym rozsądku i chociaż książka powstała prawie 100 lat temu, nadal pozostają aktualne. Choć niektóre opinie, dotyczące dzieci umysłowo chorych, niepełnosprawnych, obciążonych genetycznie alkoholizmem lub po prostu mniej bystrych mogłyby być obecnie uważane za krzywdzące, uważam, że jest w nich sporo racji.
Zerknęłam także do oryginalnego ebooka (szczerze mówiąc, po wysłuchaniu audiobooka, zresztą bardzo dobrego - czytająca, której nazwiska w tym momencie nie mogę sobie przypomnieć, była idealną Sally - mam ochotę przeczytać książkę po raz drugi) i doznałam lekkiego szoku. Okazało się bowiem, że Agata Abbot w oryginale miała na imię Jerusha i dość długo się nim posługiwała, dopóki nie zmieniła go na... Judy. Skąd się ta Agata wzięła w polskim tłumaczeniu? Gdyby chociaż Judyta, mogłabym to uznać za spolszczenie... Niezbadane są pomysły tłumaczy.
Polecam wszystkim bardzo gorąco.
Ja też muszę się zaopatrzyć w takiego audiobooka, względnie e-booka. "Tajemniczego opiekuna" bardzo lubię, a drugi tom jest jak pisałaś nie do zdobycia.
OdpowiedzUsuńEch, nie mogę się już go doczekać.
Najpierw chciałam przeczytać, ale że udało mi się znaleźć wersję czytaną (przez Annę Nehrebecką) - wysłuchałam i w tym miejscu bardzo dziękuję za tę notkę :) Nie miałam pojęcia, że oprócz "Tajemniczego opiekuna" powstał "Kochany wrogu". Książka bardzo mi się podobała i chociaż spodziewałam się zakończenia - czekałam na nie z niecierpliwością. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńProszę bardzo :) Sama dowiedziałam się o niej nie tak dawno (w sumie coś mi się wcześniej obiło o uszy, ale dopiero po wpisie Anek7 dotarło do mnie, że naprawdę warto po nią sięgnąć ;) , a zakończenie niby było oczywiste, ale pisarka prowadziła do niego takimi uroczymi krętymi drogami... :)
UsuńO książce dowiedziałam się z tego bloga. Widzę, że też zwróciłaś uwagę na rozważania na temat chorych umysłowo... Chyba na początku XX w. zaczynały być modne teorie eugeniczne. Autorka mogła nawet nie mieć nic złego na myśli, ale... te teksty mnie zraziły, zwłaszcza że znam np. dzieci z porażeniem.
OdpowiedzUsuńNo nic, można podziwiać talent pisarski p. Webster na podstawie "Tajemniczego opiekuna" :)
Te teksty rzeczywiście obecnie rażą. Uderzył mnie zwłaszcza fragment o dziecku, które miało bodajże uszkodzony słuch (szczegóły już mi się nieco zatarły w pamięci), bo czy to naprawdę je aż tak bardzo dyskredytowało? Ale w ówczesnych warunkach takie podejście na pewno nie było niczym dziwnym, więc nie "obniżam noty" za nie pisarce ;)
UsuńAle nie pamiętam już, które poglądy wydały mi się słuszne, musiałabym zerknąć jeszcze raz... Chyba coś było o tym, że te dzieci wymagają szczególnej uwagi, której w tym sierocińcu nie mogą im dać. Przy tej ilości kadry na setkę dzieci to racja. Inna sprawa, że te niepełnosprawne trafiały do miejsc, które pewnie dalekie były od wzorcowych placówek...