Powieść oparta jest na znanym pomyśle przeniesienia bohaterki w czasie - w przeszłość, podobnie jak w - chyba bardziej znanej - "Godzinie pąsowej róży". O ile jednak Anda przeniosła się z lat 60. XX wieku na koniec wieku XIX, to Małgosię czekała dłuższa podróż - cofnęła się w czasie aż o 300 lat, do okresu panowania Jana III Sobieskiego. Różnic jest więcej. Anda wylądowałą w tej samej rodzinie, w której wychowywała się współcześnie - rodzice, siostra i brat - choć mieli oni mentalność XIX-wieczną i innej rzeczywistości nie pamiętali. W roli deux-ex-machina wystąpiła piękna ciotka Eleonora (naprawdę żyjąca w tamtych czasach, dla współczesnej Andy jakaś praprapraciotka). Tymczasem w życie Małgosi wtrąciła się siła nadprzyrodzona, by nie powiedzieć nieczysta, niejaki dytko. Podmienił on miejscami Małgosię z lat 70 XX wieku i Małgosię z lat 70 wieku XVII. W ten sposób współczesna Małgosia, dość rozpuszczona pannica z 8 klasy, mieszkająca z matką w małym mieszkanku, znalazła się nagle w dworku, niezbyt bogatym, gdzie większość prac spadała na barki zubożałych mieszkanek, czyli surowej matki, pobożnej ciotki Franciszki i dwóch Małgosinych sióstr, Klary i Dorotki. A przejrzawszy się w lustrze ujrzała nasza bohaterka obcą twarz, pulchną i z loczkami, wciśniętą w suknię z gorsetem i sztywną kryzą.
Szczęśliwie dytko zadbał o swą ofiarę, wyposażając ją w wiedzę (niezbyt niestety dokładną) o obowiązujących obyczajach i znajomość ówczesnej polszczyzny - były to w końcu czasy, w których dziwnie (dwudziestowiecznie) zachowująca się niewiasta miałaby szansę trafić na stos jako czarownica. Dość rogaty charakter Małgosi sprawił niestety, że tak czy inaczej udawało jej się wprawiać otoczenie w konsternację, a nawet trwogę, co kończyło się puszczaniem krwi i egzorcyzmowaniem biedaczki. Bałam się, że cała powieść będzie polegała na ładowaniu się bohaterki w tarapaty przez jej niedostosowanie - a to byłoby zbyt podbne do "Godziny pąsowej róży". Na szczęście, Małgosia w bólach, ale przystosowała się (choć tylko na zewnątrz) i spróbowała zapanować nad niewesołą sytuacją jejmościanki, w którą się wcieliła. Jak się okazało, jejmościance Małgorzacie dziadek zapisał w testamencie cały spadek (z pominięciem matki i starszych sióstr - co nie przysporzało jej zresztą sympatii tych ostatnich, siejących rutkę ze względu na brak posagu). Matka postanowiła wydać ją korzystnie za mąż, z nadzieją, że po ślubie i otrzymaniu spadku zadba o posagi sióstr. A kandydat do ręki trafił się akurat nadzwyczaj dobry, zamożny i na stanowisku. Spłoszona Małgosia tuż po przenosinach w wiek XVII, całkiem oszołomiona, ujrzała przed sobą swego rzekomego narzeczonego, w postaci staruszka z krzywą szyją... A tu tymczasem w sąsiedztwie mieszka uroczy Joachimek, u wuja we dworze hołubce wycina przystojny pan Władysław, a sam wuj niespecjalnie ma chęć rozstawać się z Małgosinym spadkiem, nad którym sprawuje pieczę. No i sytuację z siostrami trzeba jakoś naprostować... A pani matka ciężką rękę ma, i chłosty za przewiny mogą się trafić. Nie, moi drodzy, różowo nie jest.
Ech, dzieje się w tej książce, dzieje, nie sposób wszystkiego opowiedzieć, zresztą lepiej przeczytajcie sami. Podobały mi się bardzo przygody Małgosi, podobał mi się szalenie stylizowany język, opis ówczesnych obyczajów (choć nie należy traktować powieści jak podręcznika historii). Żeby nie było tak słodko - nie podobał mi się całkiem charakterek Małgosi. Anda to była sympatyczna wariatka, a ta... Powieść zaczyna się sceną, w której Małgosia (współcześnie) okłamuje matkę, w bardzo brzydki sposób, nie odczuwając przy tym niemal żadnych wyrzutów sumienia, a nawet pewną dumę, że tak jej się świetnie udało. Co za paskudna dziewczyna, szczerze ją znielubiłam, co najmniej na pół książki. Co najgorsze, gdyby doszukiwać się książce morału, okazałoby się, że jej bezczelny charakterek doczekał się nagrody i pochwał... Drugim zgrzytem dla mnie jest próba wytłumaczenia na koniec, czemu też Małgosia się w wieku XVII właściwie znalazła. Cóż, dla zjawisk nadprzyrodzonych wyjaśnień nie ma i lepiej było to pozostawić w ten sposób. Autorka jednak stara się wszystko logicznie uzasadnić, podczas gdy już samo istnienie dytka logice przeczy. Tak czy inaczej - z czystym sumieniem polecam.
Byla to jedna z moich rozlicznych ulubionych lektur. Zawsze chcialam sie nauczyc robic na szydelku tak dobrze, jak Malgosia z XVII w. Pamiętam, ze zrobiono na podstawie tej ksiązki spektakl TV z Ewą Wencel w roli glównej. Wieki temu to bylo...
OdpowiedzUsuńOglądałam Małgosię w telewizji, nawet trochę pamiętam, ale do książki nigdy nie dotarłam. A teraz nabrałam chęci na przeczytanie - to się panie w bibliotece zdziwią :)
OdpowiedzUsuńCzytałam w dzieciństwie obie i "Małgosię", i "Pąsową różę". :) Bardzo lubiłam, chociaż pamiętam, że zastanawiało mnie to wyjątkowe podobieństwo. Moja córka zna Małgosię z audiobooka. Bardzo miło wspominam też film "Godzina pąsowej róży". Ciekawe czy da się go kupić na płycie...
OdpowiedzUsuńFajna książka, tylko brakuje w niej opisu przygód drugiej Małgosi z xvii wieku we współczesnym życiu. Byłoby fajnie
OdpowiedzUsuń