środa, 19 lutego 2014

Tego lata w Burbelkowie - Marta Tomaszewska


Marta Tomaszewska była jedną z najgoręcej ukochanych pisarek mojego dzieciństwa. Na półce mam kompletnie zdewastowany egzemplarz "Zorro, załóż okulary!", odziedziczony chyba po którejś ciotce, a "Tajemnicę białego pokoju" wypożyczałam z biblioteki co trzecią wizytę ( i skoro o tym mowa - nabrałam właśnie okrutnej ochoty na odświeżenie sobie lektury). Dorobek Tomaszewskiej jest jednak bogaty, większości nie czytałam i planuję to nadrobić. Na pierwszy ogień poszła książka nagrodzona Nagrodą Literacką im. K. Makuszyńskiego dla najlepszej książki dla dzieci roku 2000, czyli "Tego lata w Burbelkowie".

Rozumiem dlaczego dostała nagrodę - powieść porusza wiele problemów, które pewnie wielu młodym czytelnikom spędzają sen z powiek. Dylematy w całej gamie emocjonalnych odcieni, od drobniejszych - jak zazdrość małej Krysi o ukochanego kuzyna, po najpoważniejsze - jak śmierć rodzica i spustoszenie, jakie ona czyni. Jednak coś między nami nie zaskoczyło i zastanawiam się, jaka była tego przyczyna. Po pierwsze - być może jestem już za stara,o jakieś dwie dychy starsza od targetu. Po drugie - to jedna z ostatnich książek Autorki, zmarłej w 2009 r., a "późne" książki często są, niestety, słabsze. Po trzecie - poznałam ją w postaci audiobooka, czytanego przez lektorkę, która (według mnie) interpretowała postaci w dość irytujący sposób (główny bohater każdą kwestię wypowiada tonem przepraszająco-proszącym). Porządnie napisana książka, przemyślana fabuła, rzetelnie zbudowani, choć dość jednowymiarowi, bohaterowie ( z jednym wyjątkiem), ładna polszczyzna, ważne kwestie poruszone, ale iskry mi brakło, jakiejś dawnej lekkości, fantazji. Mimo tego uważam, że młodym czytelnikom jak najbardziej można powieść podsuwać.

Bohater, Bartosz (wieku nie pamiętam, chyba około 10-letni), bardzo się cieszył na wakacyjny wyjazd nad morze - wraz z przyjacielem i pewną nieznośną Anią. Niestety, z planów nici, bo jego mama straciła pracę (problem 1, ale raczej w tle). Zamiast do Sztutowa jedzie więc Bartosz do Burbelkowa, gdzie mieszka jego wuj Mateusz z żoną i dziećmi oraz - przede wszystkim - zwariowany pradziadziuś Burbelka, liczący sobie wiosen 93. Tego pradziadziusia zazdroszczą Bartoszowi wszystkie dzieciaki - dziarski staruszek jest bowiem mądry życiowym doświadczeniem, ale i szalony fantazją ułańską. Lubi płatać figle, znienacka znikać rodzinie, ale w kłopotach jest niezastąpiony. (Niestety - wydał mi się postacią bardzo niewiarygodną i niedopracowaną. Nie mogłam jakoś załapać, na czym polegał fenomen pradziadziusiowej mądrości, który sprawił, że z daleka przybyła do niego Zosia, a jego fantazja, która zachwycała wszystkie dzieci, zdawała mi się bardzo naciągana). Wracając do rzeczy - Bartosz przybywa do Burbelkowa, dręcząc się bezsensowną kłótnią z Anią (młodociane sympatie jako problem z nr 2). Na miejscu mamy wysyp kolejnych problemów. Mała kuzynka Bartosza, Krysia, jest o niego bardzo zazdrosna, co czasem prowokuje ją do brzydkich zachowań (problem nr 3). Kuzyn Bartosza go nie lubi, co również prowokuje go do brzydkich zachowań (problem nr 4). W burbelkowskich lasach poluje kłusownik (problem nr 5, a swoją drogą mała sarenka, która wykrwawiała się przez wiele godzin była może zbyt dokładnie opisana jak na książkę dla dość młodego odbiorcy, choć to problem boleśnie prawdziwy). A podczas spacerów Bartosz natyka się na tajemniczą dziewczynkę z kotkiem w objęciach oraz tatusiem o pustych oczach. Dziewczynka ta, imieniem Zosia, wraz z dręczonym depresją ojcem (problem nr 6), wynajmuje pokój w domu pradziadziusia.

Marta Tomaszewska, Tego lata w Burbelkowie, Nasza Księgarnia, Warszawa 2000

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz