Obie powieści opowiadają o dzieciach postawionych w obliczu bardzo trudnych życiowych sytuacji, o szukaniu w sobie odwagi do zmierzenia się z nimi oraz o tym, że - niestety - dorośli często zawodzą.
Bohaterką Kjersti (1963) jest około 6 letnia dziewczynka, która pod koniec wakacji ulega poważnemu wypadkowi. Po wakacjach miała po raz pierwszy iść do szkoły, żyła oczekiwaniem na to wydarzenie, a tu nagle budzi się obolała w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, którzy nie starają się jej zbyt wiele tłumaczyć - przecież jest taka mała, co ona może rozumieć...
Szpital!
W takim razie to jest coś strasznego!
Coś bardzo niebezpiecznego, bo przecież stara pani Larsen, ta z naprzeciwka, umarła od tego, że była w szpitalu! (s. 12)
Długa rekonwalescencja nie jest jednak najgorsza - jak się niestety okazuje po czasie. Kjersti wraca do domu, ku swej radości, akurat przed pierwszym dniem szkoły. Po wypadku została jej jednak paskudna blizna na policzku i trudności z mówieniem. Okazuje się, że to aż nadto, by zamienić wyczekaną szkołę w koszmar.
Dziewczynka
nie może liczyć na wsparcie ani ze strony małego brata, wiecznie
zajętego ojca, ani roztrzepanej cioci Triny, a ukochana mama trafia
akurat na porodówkę
Kogo my widzimy, przecież to Kjersti, nasza najnowsza uczennica! No jak tam, maleńka, czy w szkole przyjemnie? Czy może nie? - dodała te ostatnie słowa szybko, gdy przypatrzyła się z bliska twarzy Kjersti.
- Przyjemnie - odpowiedziała Kjersti.
A w duszy pomyślała: "Jak dla kogo. Dla tych, którzy mają takie twarze jak wszyscy i mówią tak jak wszyscy". (s. 105)
To książka nie tylko świetnie napisana i - mimo upływu pół wieku - nadal ciekawa dla małych odbiorców, ale też poruszająca bardzo ważne, zawsze aktualne tematy. Nie mam pojęcia, dlaczego została tak haniebnie zapomniana.
To książka nie tylko świetnie napisana i - mimo upływu pół wieku - nadal ciekawa dla małych odbiorców, ale też poruszająca bardzo ważne, zawsze aktualne tematy. Nie mam pojęcia, dlaczego została tak haniebnie zapomniana.
Takich książek, mówiących o chorobach umysłowych dzieci, uczących tolerancji dla odmienności rówieśników, jest nadal w Polsce bardzo mało. Zdecydowanie polecam tę lekturę.
Babbis Friis-Baastad, Kjersti, Nasza Księgarnia 1967
Babbis Friis-Baastad, Nie zabierajcie Misia!, Nasza Księgarnia 1971
Blauenfeldt to nazwisko panieńskie autorki, która nazwisko Friis-Baastad przyjęła po mężu, zaś "Babbis" to jej familijny nick (rzecz dość powszechna wśród osób mających zbyt wyszukane imiona metrykalne) zalegalizowany jako imię również przy okazji małżeństwa.
OdpowiedzUsuń