Ta książka jest doskonałym przykładem na to, jak można zmylić czytelnika
źle dobranym tytułem i okładką. Podejrzewam wręcz jakiś ponury spisek
redaktorów, którzy z nieznanych mi acz niecnych przyczyn nie chcieli, by
powieść trafiła do grupy docelowej. Tytuł "Inspektorze, na pomoc!" mnie
osobiście sugerowało okolice literatury bahdajopodobnej. W połączeniu z
okładką nakreśliłam już w wyobraźni prawdopodobną (niezbyt oryginalną)
fabułę - grupka dzieciaków na wakacjach rozpracowuje jakąś podwórkową
zagadkę kryminalną. Tymczasem wątek sensacyjny jest daleko w tle,
zdecydowanie nie uzasadniając tytułu (polskiego tytułu, bo tłumaczenie
nijak się ma do oryginalnego "The greengage summer"). Zamiast
przygodówki dla dzieci dostałam nostalgiczną opowieść o dojrzewaniu z
upalnym francuskim latem w tle.
Angielska rodzina Greyów bardzo niefortunnie rozpoczyna wakacje we
Francji. Matka trafia do szpitala, a gromadka jej pociech: Joss, Cecil,
Vicky, Hester i Willmouse, samotnie zamieszkuje w hotelu Les Oeillets.
Nie są tam mile widziani, nikt z właścicieli i obsługi specjalnie o nie
nie dba, więc młodzi Greyowie spędzają dni samopas, zjadając renklody w
rozgrzanym słońcem sadzie i wędrując wzdłuż plaż nad Marną. A także
obserwując powikłane stosunki między właścicielką hotelu, farbowaną na
rudo mademoiselle Zizi a tajemniczym Anglikiem Elliotem, który ku jej
irytacji przejawia nadzwyczajne zainteresowanie dziećmi, zwłaszcza
śliczną 16-letnią Joss.
Fabularnie nie dzieje się tu zbyt wiele, mogłabym streścić akcję w
trzech zdaniach i byłoby to streszczenie rozbudowane. Nie o akcję jednak
w tej powieści chodzi, ale o urzekający klimat, o nastrojowy opis
momentu, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że jego dzieciństwo właśnie
dobiega końca, o doskonałe oddanie zachowań dorosłych obserwowanych
oczyma dziecka (narratorką jest 13-letnia Cecil).
Nie jest to pozycja dla młodszych dzieci (raczej nie wzbudzi ich
zainteresowania), ale młodzieży może się spodobać. Powieść została
sfilmowana w 1961 r. jako "The Greengage Summer" (w USA rozpowszechniana
jako "The Loss of Innocence").
Jako, że kiedyś czytałem i popełniłem krótką notkę, to pozwolę ją sobie wkleić w komentarzu :D
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas odbywają się plebiscyty na najbardziej nietrafione tłumaczenie tytułu książki czy filmu. Mam kandydata. Oryginalne "The greengage summer" przetłumaczono jak w temacie ;) Nie wróżyło to dobrze tłumaczeniu, które rzeczywiście poprawne do końca nie było, nie na tyle jednak, by zepsuć przyjemność czytania.
Książka opowiada historię grupki angielskich dzieciaków, które wraz z matką przyjeżdżają na wakacje do Francji. Niestety kiedy docierają na miejsce, matka ląduje w szpitalu. Przychówek zaś zaczyna żyć własnym życiem w hotelu "Les Oeillets".
Narratorką jest 13-letnia Cecil i to z jej relacji dowiadujemy się o tym co się wydarzyło. A dzieje się dużo. Purytańskie, brytyjskie wychowanie dzieci zderzone z "rozwiązłą" Francją, daje ciekawe efekty. To tu jest miejsce na pierwszą miłość, pierwszego papierosa czy kieliszek szampana. Tu dzieciństwo styka się ze światem dorosłych i obnaża nagą prawdę o nich. Tu w końcu ma miejsce zbrodnia.
Nie wiem co właściwie urzekło mnie w tej książeczce. Może bajkowe opisy okolicy, może ostrość niektórych obserwacji, może to, że przypomniały mi się własne, może nie tak ekscytujące, ale jednak ciekawe, wakacje. W każdym bądź razie "Inspektorze ..." podobało mi się i polecam ją wszystkim, którzy narzekają na brak pieniędzy na nowości. Stare też jest dobre.
Stare bywa lepsze. Znajdz mi kogoś porównywalnego do Nienackiego i "Pana Samochodzika" w dzisiejszej literaturze ;-)
UsuńBazyl - czytałam, czytałam... Przyłożyłeś się do tego, ze po nią sięgnęłam, razem z Lirael i Padmą.
UsuńMoleslaw - jako zagorzała wielbicielka pana Samochodzika twierdzę, że nikogo porównywalnego nie ma :) Ale prawda jest taka, że niewiele wiem o współczesnej literaturze młodzieżowej, może mi coś umknęło.
UsuńCzy ja wiem? Jakoś nie mogę się zdecydować.
OdpowiedzUsuńCzytanie notki trwało mniej więcej tyle, co kupienie tej książki, a niech Was dunder świśnie:P
OdpowiedzUsuńMoże ktoś tutaj mógłby mi pomóc - próbuję sobie przypomnieć tytuł książki, którą dostałam kiedyś w prezencie. Pamiętam jedynie kilka szczegółów (pamięć niestety mam raczej słabą) i nie jestem pewna czy czasem nie nakładają mi się elementy z różnych książek... :/
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy - bohaterami była dwójka rodzeństwa, bliźnięta chyba, chłopak i dziewczyna. Rozmawiali między sobą tajemnym językiem, którego nie rozumiało otoczenie - dodając do każdej sylaby słowa "ka". Mieli kolegę, chyba Wiktora, który był strasznie chudy i miał tak szybką przemianę materii, że był w stanie zjeść gumiaka (takie stwierdzenie padało w treści). Z fabuły nie pamiętam niczego niestety. Chyba był tam jakiś pies również. Czy ktoś może kojarzy taką książkę?
Ela - mam luźne skojarzenia z "Tajemnicą zielonej pieczęci" Ożogowskiej (na pewno był chudy Wiktor), serią Chmielewskiej o Janeczce i Pawełku albo "Dziewczyną i chłopakiem" tez Ożogowskiej (rodzeństwo), ale to raczej żadna z tych. Szyfrowanie z dodawaniem sylaby dość często pojawia się w książkach młodzieżowych. Pomyślę, a jakby Ci się cokolwiek więcej przypomniało - pisz.
UsuńNiestety nie jest to żadna z tych książek. Inne detale, które pamiętam, to już są takie wrażenia bardziej i właśnie tu nie jestem pewna czy nie mylę tego z innymi książkami. W każdym razie autorem był chyba mężczyzna. Książka była podzielona na rozdziały, z których każdy miał długi tytuł - takie hasła wymieniające co się zdarzy w danym rozdziale. Był to raczej opis różnych przygód niż jedna długa historia taka jak u Chmielewskiej na przykład. Było tam chyba coś i o wujku czy ciotce głównych bohaterów, było coś o świetach Bożego Narodzenia zdaje się i chyba jakiś wątek kosmiczny, ale już nie pamiętam czy budowali rakietę czy o jakiś meteoryt chodziło. Całość była taka nieco odjechana i abstrakcyjna. Z tego mojego poko opisu raczej trudno będzie coś wyciągnąć zapewne, dlatego liczę, że ktoś kto tę książkę dobrze zna się domyśli od razu :D
UsuńJak dla mnie, niesamowity klimat, bo taki bardzo angielski, przeniesiony do Francji. Te jej książki pobudzają wyobraznię dorastających, niewinnych (!) panienek. Co się z niewinnością dzieje, można przeczytać choćby w "Indyjskiej wiośnie Uny" - nie widzę jej tu opisanej, a książka warta kilku słów, naprawdę ciepłych. A poza tym - świetny blog :)))))
OdpowiedzUsuńTo prawda, Indyjska wiosna Uny to bardzo ciekawa książka. Może się kiedyś doczeka kilku słów - nie na tym blogu, ale na kontynuacji, ten już jest zamknięty.
Usuń