Kalle, Anders i Ewa-Lotta to szwedzkie dzieciaki, które doskonale dogadałyby się z Janeczką i Pawełkiem Chabrowiczami* (gdyby żyły w Polsce, w tym samym czasie, no i - rzecz jasna - istniały naprawdę). Takie, co to diabeł ma na posyłki, jak się gdzieś sam nie może udać. Takie, które potrafią się kidnaperom same władować do samochodu...
Kalle, Anders i Ewa-Lotta spędziliby wakacje bawiąc się w rycerzy Białej Róży i bijąc z rycerzami Róży Czerwonej, gdyby nie pewien naukowiec, który wynajął dom w ich miasteczku. Zamieszkał w nim z małym synkiem, Rasmusem, uroczym i rezolutnym malcem, nad którym rozpływała się Ewa-Lotta. Pewnej nocy, kiedy dzieciaki wracały ze swej rycerskiej wyprawy, były świadkami dramatycznych wydarzeń - porwania małego Rasmusa i jego ojca. Ewa-Lotta bez wahania uryła się w samochodzie porywaczy, a Kalle i Anders podążyli w ślad za autem... Przeczytajcie, jeśli chcecie wiedzieć, co wydarzyło się na wyspie, na której porywacze przetrzymywali naukowca, Rasmusa i Ewę-Lottę.
Doskonała książka, dużo lepsza niż się spodziewałam, a po Lindgren spodziewałam się oczywiście - wiele. Tyle książek o podobnej tematyce już powstało - o grupie dzieciaków rozpracowujących dorosłych złoczyńców - a jednak sześćdziesięcioletnia powieść Astrid Lindgren zaskakuje świeżością, prawdziwym dramatyzmem i nieinfantylnym humorem. Postać Rasmusa jest nie tylko urocza, ale także idealnie rzeczywista, taki już talent miała ta pisarka, że jej bohaterowie są zawsze z krwi i kości, a nie papieru i tuszu.
"Rasmus..." to trzecia część z cyklu o przygodach Kallego Blomkvista, powstała w 1953 r., ale spokojnie można ją czytać jako odrębną całość. Poprzednie dwie to "Detektyw Blomkvist" (1946) oraz "Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie" (1951). Postać Kallego Blomkvista została całkiem niedawno przypomniana w trylogii Stiega Larssona "Millenium", w której główny bohater Mikael Blomkvist jest nieustannie przezywany "Kalle", czego zresztą szczerze nie znosi.
* Z powieści Joanny Chmielewskiej, jeśli ktoś nie czytał (a powinien!).
sobota, 1 marca 2014
środa, 19 lutego 2014
Tego lata w Burbelkowie - Marta Tomaszewska
Marta Tomaszewska była jedną z najgoręcej ukochanych pisarek mojego dzieciństwa. Na półce mam kompletnie zdewastowany egzemplarz "Zorro, załóż okulary!", odziedziczony chyba po którejś ciotce, a "Tajemnicę białego pokoju" wypożyczałam z biblioteki co trzecią wizytę ( i skoro o tym mowa - nabrałam właśnie okrutnej ochoty na odświeżenie sobie lektury). Dorobek Tomaszewskiej jest jednak bogaty, większości nie czytałam i planuję to nadrobić. Na pierwszy ogień poszła książka nagrodzona Nagrodą Literacką im. K. Makuszyńskiego dla najlepszej książki dla dzieci roku 2000, czyli "Tego lata w Burbelkowie".
Rozumiem dlaczego dostała nagrodę - powieść porusza wiele problemów, które pewnie wielu młodym czytelnikom spędzają sen z powiek. Dylematy w całej gamie emocjonalnych odcieni, od drobniejszych - jak zazdrość małej Krysi o ukochanego kuzyna, po najpoważniejsze - jak śmierć rodzica i spustoszenie, jakie ona czyni. Jednak coś między nami nie zaskoczyło i zastanawiam się, jaka była tego przyczyna. Po pierwsze - być może jestem już za stara,o jakieś dwie dychy starsza od targetu. Po drugie - to jedna z ostatnich książek Autorki, zmarłej w 2009 r., a "późne" książki często są, niestety, słabsze. Po trzecie - poznałam ją w postaci audiobooka, czytanego przez lektorkę, która (według mnie) interpretowała postaci w dość irytujący sposób (główny bohater każdą kwestię wypowiada tonem przepraszająco-proszącym). Porządnie napisana książka, przemyślana fabuła, rzetelnie zbudowani, choć dość jednowymiarowi, bohaterowie ( z jednym wyjątkiem), ładna polszczyzna, ważne kwestie poruszone, ale iskry mi brakło, jakiejś dawnej lekkości, fantazji. Mimo tego uważam, że młodym czytelnikom jak najbardziej można powieść podsuwać.
Bohater, Bartosz (wieku nie pamiętam, chyba około 10-letni), bardzo się cieszył na wakacyjny wyjazd nad morze - wraz z przyjacielem i pewną nieznośną Anią. Niestety, z planów nici, bo jego mama straciła pracę (problem 1, ale raczej w tle). Zamiast do Sztutowa jedzie więc Bartosz do Burbelkowa, gdzie mieszka jego wuj Mateusz z żoną i dziećmi oraz - przede wszystkim - zwariowany pradziadziuś Burbelka, liczący sobie wiosen 93. Tego pradziadziusia zazdroszczą Bartoszowi wszystkie dzieciaki - dziarski staruszek jest bowiem mądry życiowym doświadczeniem, ale i szalony fantazją ułańską. Lubi płatać figle, znienacka znikać rodzinie, ale w kłopotach jest niezastąpiony. (Niestety - wydał mi się postacią bardzo niewiarygodną i niedopracowaną. Nie mogłam jakoś załapać, na czym polegał fenomen pradziadziusiowej mądrości, który sprawił, że z daleka przybyła do niego Zosia, a jego fantazja, która zachwycała wszystkie dzieci, zdawała mi się bardzo naciągana). Wracając do rzeczy - Bartosz przybywa do Burbelkowa, dręcząc się bezsensowną kłótnią z Anią (młodociane sympatie jako problem z nr 2). Na miejscu mamy wysyp kolejnych problemów. Mała kuzynka Bartosza, Krysia, jest o niego bardzo zazdrosna, co czasem prowokuje ją do brzydkich zachowań (problem nr 3). Kuzyn Bartosza go nie lubi, co również prowokuje go do brzydkich zachowań (problem nr 4). W burbelkowskich lasach poluje kłusownik (problem nr 5, a swoją drogą mała sarenka, która wykrwawiała się przez wiele godzin była może zbyt dokładnie opisana jak na książkę dla dość młodego odbiorcy, choć to problem boleśnie prawdziwy). A podczas spacerów Bartosz natyka się na tajemniczą dziewczynkę z kotkiem w objęciach oraz tatusiem o pustych oczach. Dziewczynka ta, imieniem Zosia, wraz z dręczonym depresją ojcem (problem nr 6), wynajmuje pokój w domu pradziadziusia.
Marta Tomaszewska, Tego lata w Burbelkowie, Nasza Księgarnia, Warszawa 2000
czwartek, 30 stycznia 2014
"Kjersti" i "Nie zabierajcie Misia!" - Babbis Friis Baastad
Bardzo chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o Babbis Friis-Baastad, autorce Kjersti, jednej z ukochanych książek mojego dzieciństwa. Niestety, znalazłam informacje tylko po norwesku i szwedzku, a tymi językami nie władam. Mogę powtórzyć tylko informacje, które zrozumiałam - że prawdziwe nazwisko norweskiej pisarki to Ellinor Margrethe Blauenfeldt, że żyła w latach 1921-1970, a tworzyła w latach 60. Dwie jej książki zostały przetłumaczone na polski ( i kilka innych języków) - Kjersti i Nie zabierajcie Misia! - pierwsza w 1967 r., druga w 1971 r. i od tego czasu nie były wznawiane, a szkoda ogromna.
Obie powieści opowiadają o dzieciach postawionych w obliczu bardzo trudnych życiowych sytuacji, o szukaniu w sobie odwagi do zmierzenia się z nimi oraz o tym, że - niestety - dorośli często zawodzą.
Bohaterką Kjersti (1963) jest około 6 letnia dziewczynka, która pod koniec wakacji ulega poważnemu wypadkowi. Po wakacjach miała po raz pierwszy iść do szkoły, żyła oczekiwaniem na to wydarzenie, a tu nagle budzi się obolała w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, którzy nie starają się jej zbyt wiele tłumaczyć - przecież jest taka mała, co ona może rozumieć...
Szpital!
W takim razie to jest coś strasznego!
Coś bardzo niebezpiecznego, bo przecież stara pani Larsen, ta z naprzeciwka, umarła od tego, że była w szpitalu! (s. 12)
Długa rekonwalescencja nie jest jednak najgorsza - jak się niestety okazuje po czasie. Kjersti wraca do domu, ku swej radości, akurat przed pierwszym dniem szkoły. Po wypadku została jej jednak paskudna blizna na policzku i trudności z mówieniem. Okazuje się, że to aż nadto, by zamienić wyczekaną szkołę w koszmar.
Bohater Nie zabierajcie Misia! (1964) to 13-letni Mikkel, a tytułowy Miś to jego starszy brat, niepełnosprawny umysłowo. Mikkel jest z bratem bardzo zżyty i z przerażeniem słucha o jakimś zakładzie, do którego chcą oddać Misia rodzice. Kiedy dochodzi do "wypadku" na boisku - Miś niechcący trafia kamieniem chłopca. Mikkel jest przerażony - nie upilnował brata, a kiedy rodzice rannego chłopca wyciągną konsekwencje, nie uda mu się dłużej bronić Misia przed zakłądem. Zdesperowany decyduje się więc uciec z domu razem z bratem - wyprawa w góry okazuje się jednak niemal śmiertelnie ryzykowna...
Takich książek, mówiących o chorobach umysłowych dzieci, uczących tolerancji dla odmienności rówieśników, jest nadal w Polsce bardzo mało. Zdecydowanie polecam tę lekturę.
Babbis Friis-Baastad, Kjersti, Nasza Księgarnia 1967
Babbis Friis-Baastad, Nie zabierajcie Misia!, Nasza Księgarnia 1971
Obie powieści opowiadają o dzieciach postawionych w obliczu bardzo trudnych życiowych sytuacji, o szukaniu w sobie odwagi do zmierzenia się z nimi oraz o tym, że - niestety - dorośli często zawodzą.

Szpital!
W takim razie to jest coś strasznego!
Coś bardzo niebezpiecznego, bo przecież stara pani Larsen, ta z naprzeciwka, umarła od tego, że była w szpitalu! (s. 12)
Długa rekonwalescencja nie jest jednak najgorsza - jak się niestety okazuje po czasie. Kjersti wraca do domu, ku swej radości, akurat przed pierwszym dniem szkoły. Po wypadku została jej jednak paskudna blizna na policzku i trudności z mówieniem. Okazuje się, że to aż nadto, by zamienić wyczekaną szkołę w koszmar.
Dziewczynka
nie może liczyć na wsparcie ani ze strony małego brata, wiecznie
zajętego ojca, ani roztrzepanej cioci Triny, a ukochana mama trafia
akurat na porodówkę
Kogo my widzimy, przecież to Kjersti, nasza najnowsza uczennica! No jak tam, maleńka, czy w szkole przyjemnie? Czy może nie? - dodała te ostatnie słowa szybko, gdy przypatrzyła się z bliska twarzy Kjersti.
- Przyjemnie - odpowiedziała Kjersti.
A w duszy pomyślała: "Jak dla kogo. Dla tych, którzy mają takie twarze jak wszyscy i mówią tak jak wszyscy". (s. 105)
To książka nie tylko świetnie napisana i - mimo upływu pół wieku - nadal ciekawa dla małych odbiorców, ale też poruszająca bardzo ważne, zawsze aktualne tematy. Nie mam pojęcia, dlaczego została tak haniebnie zapomniana.
To książka nie tylko świetnie napisana i - mimo upływu pół wieku - nadal ciekawa dla małych odbiorców, ale też poruszająca bardzo ważne, zawsze aktualne tematy. Nie mam pojęcia, dlaczego została tak haniebnie zapomniana.

Takich książek, mówiących o chorobach umysłowych dzieci, uczących tolerancji dla odmienności rówieśników, jest nadal w Polsce bardzo mało. Zdecydowanie polecam tę lekturę.
Babbis Friis-Baastad, Kjersti, Nasza Księgarnia 1967
Babbis Friis-Baastad, Nie zabierajcie Misia!, Nasza Księgarnia 1971
Subskrybuj:
Posty (Atom)