środa, 21 listopada 2012

Kapitanówna -M. Pruszkowska, Z. Krippendorf

Źródło zdjęcia: nakanapie.pl
Powieść określiłabym jako pensjonarsko - marynistyczną. Dość staroświecką i nudnawą. Z początku tak mnie nużyła, że porzuciłam książkę na dłuższy czas, potem się zmobilizowałam i skończyłam - co nieco się fabuła rozkręciła, ale porywająca nie była. Przygoda, intryga, humor, romantyczna historia - obecne, ale całość w porównaniu na przykład do książek Kornela Makuszyńskiego (weźmy chociażby "Pannę z mokrą głową" czy "Szaleństwa panny Ewy") wypada blado. Ma jednak swój urok, momentami bowiem trudno się nie uśmiechnąć.

Tytułowa bohaterka, Elżbieta, przy pomocy ciotki Zuzy- żony okrętowego ochmistrza, nielegalnie dostaje się na pokład. Ma do spełnienia tajemniczą, bardzo ważną misję, można powiedzieć rodzinną. Pasażerka na gapę szybko zostaje wykryta, ale nie ponosi konsekwencji. Znakomicie przyjęta przez załogę i współpasażerów, czuje się na statku jak ryba w wodzie, wprowadzając przy tym mnóstwo zamieszania i nieporozumień. Wraz z ciotką i panią Aliną ewidentnie coś knują, a swój tajemniczy plan wprowadzają w życie w Stambule. Swoje poczynania dziewczyna opisuje w pamiętniczku, którego fragmenty przeplatają narrację.Córka kapitana jest osóbką energiczną, żywiołową wręcz, roztrzepaną, odważną, pomysłową, zakręconą, ale o dobrym sercu. Rejs jest dla niej przygodą życia, ale i lekcją dojrzałości, odpowiedzialności. Spośród bohaterów, w większości sympatycznych,  wyróżniają się panny Schmaltz - "hybrydy", "zgagi", uprzykrzające życie załodze i innym podróżnym, egoistyczne babsztyle zainteresowane sobą i handlem. Postaci te ukazane są w negatywnym świetle, ośmieszane, na końcu dostają zasłużoną nauczkę.
Powieść zawiera wartości edukacyjne i wychowawcze. Czytelnik poznaje specyfikę życia i pracy na statku, zajęcia, rozrywki, zwyczaje i przesądy marynarzy, a także funkcjonowanie jednostki pasażersko - handlowej, zawijającej do portów Morza Śródziemnego. Wiele treści zdezaktualizowało się na przestrzeni lat  wraz z rozwojem technologii, praw handlu, czy logistyki. Oprócz wiadomości marynistycznych są  także turystyczne: opisy zabytków i miast odwiedzanych przez bohaterów. Pojawiają się echa wojny - los rodziny kapitana. Poznawczy charakter ma  zastosowanie żeglarskiej nomenklatury, marynarskiego żargonu (as- asystent, chief, radzik - radiotelegrafista, ochmistrz i inne)
W wymiarze moralnym - ukazane wartości takie jak szacunek, praca, rodzina, prawda, altruizm. Potępione kłamstwo (choć bohaterka kłamie i udaje, to w tym przypadku cel naprawdę uświęca środki), egoizm, skąpstwo itp.

"Kapitanówna" (1967) została wydana przez  Press 86 w 1995 roku w serii "Lektury nastolatek".  Gdybym wtedy czytała tę powieść, pewnie bym ją odebrała inaczej, z większym zainteresowaniem. Może nawet nie przeszkadzałby mi spoiler zamieszczony na tylnej okładce.
Dziś książki Pruszkowskiej są mało popularne i rzadko spotykane, choć pewną furorę nadal wywołuje "Przyślę panu list i klucz" ( miód na serce mola książkowego). Niejako pod wpływem tej lektury sięgnęłam po kolejną spod  nazwiska autorki (tu w duecie z enigmatyczną Zofią Krippendorf). Niestety, już tak zachwycona nie byłam.
Obawiam się także, że współczesnym nastolatkom raczej do gustu by ta powieść nie przypadła, choć chciałabym się mylić. 
 M.Pruszkowska, Z. Krippendorf, Kapitanówna, Wydawnictwo Press 86, 1995

7 komentarzy:

  1. Miałam problem z etykietami. Nie przesadziłam z tą marynistyczną? A czy powieść dla dziewcząt i pensjonarska to nie to samo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słownikowo to chyba jest to samo, ale ja używam określenia "pensjonarska" na książki, które maja coś wspólnego ze szkołą z internatem, czyli pensją :) Lubię tę tematykę, więc ją w ten sposób podkreślam, nawet jeśli to nieprawidłowe.
      A marynistyczna? Wydaje mi się, że może być, jeśli życie na morzu jest istotne w treści :) Zbyt sztywnych zasad nie ma sensu ustalać :)

      Usuń
    2. Rzecz dzieje się przeważnie na okręcie, nazewnictwo żeglarskie stosowane, tak że 'marynistyczna' pasuje, tylko zastanawiałam się nad dawaniem dwojakiego określenia - i marynistyczna, i "pensjonarska". Choć raczej lepsze byłoby "dla dziewcząt" (choć w sumie to i dla chłopców od biedy by uszło), bo o szkole, czyli pensji tu mowy nie ma. Tylko tak "uczuciowo" i 'nastoletnio" było, stąd to moje okreslenie "pow.pensjonarska" na "Kapitanównę"

      Usuń
  2. zarówno określenie "pensjonarska" jak i marynistyczna bardzo fajnie pasowały- przynajmniej tak mi się wydaje bo nie miałam żadnego problemu, żeby zorientować się o "co chodzi":) zapraszam do siebie na 2bloggirls.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytałam tę książkę pierwszy raz jako nastolatka i bardzo dobrze ją wspominam. Rzeczywiście nie jest to mistrzostwo świata, ale sympatyczni bohaterowie i ciepły humor sprawiają, że łatwo wybaczyć naiwność fabuły. Niedawno wróciłam do tej powieści, tak z sentymentu i żeby poprawić sobie nastrój - i nie żałuję. Za to "Przyślę panu list i klucz" nie czytałam jeszcze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W komentarzach pod notką o tej książce u siebie na blogu właśnie rozmawiałam o tym, że to ma znaczenie, czy się do tej książki powraca z sentymentem, czy czyta się ją po raz pierwszy już jako dorosła osoba.
      Lektury nie żałuję, lubię czasem sięgnąć po coś w stylu retro, ale zachwycona szczególnie nie byłam, nie ukrywam.
      Zaś "Przyślę panu..." polecam, choć wiem, że niektórzy średnio odbierają ten tomik.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Czytałam te książkę jako dziecko i teraz jako emerytka. Odgrzebalam ja w czasie porządkowania i nie mogę się od niej oderwać. Dla mnie rewelacja, śmieszą te wątki proradzieckie, ale widać wtedy tak trzeba było. Warto przeczytać. Polecam i młodemu i staremu.

    OdpowiedzUsuń