czwartek, 30 stycznia 2014

"Kjersti" i "Nie zabierajcie Misia!" - Babbis Friis Baastad

Bardzo chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o Babbis Friis-Baastad, autorce Kjersti, jednej z ukochanych książek mojego dzieciństwa. Niestety, znalazłam informacje tylko po norwesku i szwedzku, a tymi językami nie władam. Mogę powtórzyć tylko informacje, które zrozumiałam - że prawdziwe nazwisko norweskiej pisarki to Ellinor Margrethe Blauenfeldt, że żyła w latach 1921-1970, a tworzyła w latach 60. Dwie jej książki zostały przetłumaczone na polski ( i kilka innych języków) - Kjersti i Nie zabierajcie Misia! - pierwsza w 1967 r., druga w 1971 r. i od tego czasu nie były wznawiane, a szkoda ogromna.

Obie powieści opowiadają o dzieciach postawionych w obliczu bardzo trudnych życiowych sytuacji, o szukaniu w sobie odwagi do zmierzenia się z nimi oraz o tym, że - niestety - dorośli często zawodzą.

Bohaterką Kjersti (1963) jest około 6 letnia dziewczynka, która pod koniec wakacji ulega poważnemu wypadkowi. Po wakacjach miała po raz pierwszy iść do szkoły, żyła oczekiwaniem na to wydarzenie, a tu nagle budzi się obolała w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, którzy nie starają się jej zbyt wiele tłumaczyć - przecież jest taka mała, co ona może rozumieć...

Szpital!
W takim razie to jest coś strasznego!
Coś bardzo niebezpiecznego, bo przecież stara pani Larsen, ta z naprzeciwka, umarła od tego, że była w szpitalu!
(s. 12)

Długa rekonwalescencja nie jest jednak najgorsza - jak się niestety okazuje po czasie. Kjersti wraca do domu, ku swej radości, akurat przed pierwszym dniem szkoły. Po wypadku została jej jednak paskudna blizna na policzku i trudności z mówieniem. Okazuje się, że to aż nadto, by zamienić wyczekaną szkołę w koszmar.
Dziewczynka nie może liczyć na wsparcie ani ze strony małego brata, wiecznie zajętego ojca, ani roztrzepanej cioci Triny,  a ukochana mama trafia akurat na porodówkę

Kogo my widzimy, przecież to Kjersti, nasza najnowsza uczennica! No jak tam, maleńka, czy w szkole przyjemnie? Czy może nie? - dodała te ostatnie słowa szybko, gdy przypatrzyła się z bliska twarzy Kjersti.
- Przyjemnie - odpowiedziała Kjersti.
A w duszy pomyślała: "Jak dla kogo. Dla tych, którzy mają takie twarze jak wszyscy i mówią tak jak wszyscy". (s. 105)

To książka nie tylko świetnie napisana i - mimo upływu pół wieku - nadal ciekawa dla małych odbiorców, ale też poruszająca bardzo ważne, zawsze aktualne tematy. Nie mam pojęcia, dlaczego została tak haniebnie zapomniana.


Bohater Nie zabierajcie Misia! (1964) to 13-letni Mikkel, a tytułowy Miś to jego starszy brat, niepełnosprawny umysłowo. Mikkel jest z bratem bardzo zżyty i z przerażeniem słucha o jakimś zakładzie, do którego chcą oddać Misia rodzice. Kiedy dochodzi do "wypadku" na boisku - Miś niechcący trafia kamieniem chłopca. Mikkel jest przerażony - nie upilnował brata, a kiedy rodzice rannego chłopca wyciągną konsekwencje, nie uda mu się dłużej bronić Misia przed zakłądem. Zdesperowany decyduje się więc uciec z domu razem z bratem - wyprawa w góry okazuje się jednak niemal śmiertelnie ryzykowna...

 Takich książek, mówiących o chorobach umysłowych dzieci, uczących tolerancji dla odmienności rówieśników, jest nadal w Polsce bardzo mało. Zdecydowanie polecam tę lekturę.


Babbis Friis-Baastad, Kjersti, Nasza Księgarnia 1967
Babbis Friis-Baastad, Nie zabierajcie Misia!, Nasza Księgarnia 1971

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych!

Młodym czytelnikom w każdym wieku ;)
 życzę
 trzech dni absolutnej idylli
 oraz Mikołaja z pudłem książek 
(w worku by się pogniotły jeszcze :) )


środa, 11 grudnia 2013

Większy kawałek świata - Joanna Chmielewska


 

Swoje pierwsze zetknięcie z "Większym kawałkiem świata' pamiętam bardzo dobrze. Byłam chora, zasmarkana, leżałam pod kołdrą, ciężko znudzona. Sięgnęłam po książkę, przeczytałam pierwszą stronę i w jednej chwili znalazłam się na suchej, rozgrzanej i kompletnie pustej drodze, siedząc na stercie bagaży obok rozgoryczonych Tereski i Okrętki. To była moja pierwsza książka z tymi bohaterkami i pozostała moją ulubioną. Czytałam ją tysiące razy, nadal do niej wracam, choć od bohaterek jestem już niemal dwa razy starsza. Szkoda tylko, że marzenie o spędzeniu właśnie takich wakacji, jak te opisane w powieści, pozostało niespełnione...

A wakacje te obfitowały w całą masę przygód. Zaczęło się już w dniu wyjazdu. Zaprzyjaźniony sąsiad miał zawieźć siedemnastoletnie przyjaciółki (z kajakiem-składakiem i wspomnianą stertą bagażu) do Augustowa. Tam planowały spędzić wakacje, mieszkając w chałupie znajomego rybaka, a od czasu do czasu robiąc wypad na jezioro. W połowie trasy jednak samochód odmówił współpracy. W rezultacie wakacyjny transport dziewcząt oddalił się na holu pomocy drogowej, a one same, po kilku godzinach oczekiwania na poboczu wyludnionej drogi w upalne niedzielne popołudnie, złapały autostop, który wywiózł je w zupełnie inne miejsce, gdzieś nad Mamry. Żadnej znajomej chałupy tam rzecz jasna nie było, a mapy nie miały. (To znaczy miały. Bardzo dokładną. Augustowa...) Tam - ku rozpaczy Okrętki, a zachwytowi Tereski, co wiele mówi o ich charakterach - rozpoczęły się ich pierwsze całkowicie samodzielne wakacje, pod namiotem, rozbijanym na dziko w lesie, na kajaku, z pęcherzami na dłoniach od wioseł, z nieudolnie montowanym żaglem z nocnej koszuli, z Gangesem, ahystokhatą,  tajemniczym zbrodniarzem rozkopującym ich ogniska oraz - być może - ukrytymi skarbami... 

Inne przygody Tereski i Okrętki zostały opisane w tomach 'Zwyczajne życie" (pierwszym w kolejności) oraz "Ślepe szczęście". Jak w całej twórczości Chmielewskiej sporo w tych książkach wątków autobiograficznych, Tereska bardzo przypomina samą Autorkę, a Okrętka - jej przyjaciółkę Jankę.

Polecam wszystkim, dużym i małym. Zimą zwłaszcza...