sobota, 26 października 2013
poniedziałek, 21 października 2013
Dziennik Franciszki Krasińskiej - Klementyna z Tańskich Hoffmanowa
Ależ
przeżyłam niesamowitą przygodę! I to z nie byle jaką postacią... Bardzo
rzadko tak wciąga mnie i porusza czyjś dziennik czy pamiętnik. Tym
razem jednak Klementyna z Tańskich Hoffmanowa zaciekawiła mnie
niesamowicie osobą Franciszki Krasińskiej. Nazwisko znane, a jakże,
skojarzyłam z Zygmuntem Krasińskim. I jakiż to był błąd! Nie ten czas,
nie to miejsce, ni ci ludzie. Na szczęście.
Spędziłam
bowiem kilka przyjemnych dni w XVII-wiecznej Polsce, rządzonej przez
Augusta III, barwnej, butnej, szlachtą stojącej Polsce, która w
niedługim czasie miała zniknąć w map Europy. Tam poznałam młodą, wesołą
osóbkę - Franciszkę Krasińską. To ona pokazała mi barwny i jakże inny od
współczesnego świat szlachty, tamtejsze obycie, sposób prowadzenia
konwersacji. Dzięki niej poznałam różne ciekawe zwyczaje panujące na
zamkach, w pałacach i we dworach. W końcu także dzięki niej poznałam
kawałek historii Polski - wszystkie bowiem informacje zawarte w
pamiętniku są jak najbardziej zgodne z faktami historycznymi. Gdy dodamy
do tego bardzo bogaty w opisy, nowinki, niezwykle emocjonalny i jak
najbardziej osadzony w XVII wieku styl pisania - czegóż więcej nam
potrzeba. Nic, tylko brać lekturę do ręki i czytać, czytać, czytać...
Kto
(tak jak ja) nie zna historii Franciszki Krasińskiej, temu na pewno nie
streszczę jej tu w całości. Ale zdradzić kilka faktów mogę. Otóż nasza
bohaterka wiodła bardzo monotonne, aczkolwiek dla niej ciekawe życie na
maleszowskim zamku, gdzie się urodziła i wychowywała pod okiem obojga
rodziców. Miała trzy siostry, z których najbardziej kochała starszą
Baśkę. Wkrótce po zamążpójściu Basi rodzice postanowili wysłać drugą w
kolejce do ożenku Franciszkę na nauki do Warszawy. Tam pod okiem Madame
Strumle uczyła się etykiety, dobrych manier, języka francuskiego, haftu i
innych potrzebnych pannom na wydaniu elementów ówczesnej edukacji.
Następnie trafiła do swej krewnej, księżnej, która pokazała jej wielki
świat książąt i królów. Świat, który Franciszkę zgubił. Poznała tam
bowiem miłość swego życia i na nieszczęście pozostała jej wierna. Ot i
koniec, więcej nie zdradzę.
Czy
Franciszka Krasińska była szczęśliwa? W czasie pisania pamiętnika tak.
Energia, żywiołowość, ciekawość świata wypełniały każdy zapisany w nim
dzień. I gdyby nie Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, pewnie nie
dowiedzielibyśmy się, jak było naprawdę. Autorka dokończyła pisany przez
bohaterkę dziennik własnymi informacjami z życia Franciszki. I niestety
nie były to wesołe opisy. Nieszczęśliwa miłość, potajemny ślub,
odtrącenie przez najbliższych, życie z dala od męża, luksusów, bez
własnego domu. Jednym słowem szczęście opuściło naszą bohaterkę wraz z
nadejściem wielkiej miłości.
Serdecznie polecam wszystkim tę lekturę! Musicie ją przeczytać, po prostu.
powyższy tekst zamieściłam na swoim blogu
powyższy tekst zamieściłam na swoim blogu
niedziela, 20 października 2013
Zdobywam zamek - Dodie Smith
Urocza powieść! Pomyśleć, że tak długo przyszło na nią czekać
polskim czytelnikom! Po raz pierwszy wydana w 1948 r. odniosła duży
sukces w Anglii i Ameryce, doczekała się scenicznej adaptacji i filmowej
wersji. Dopiero teraz, w 2013 r ukazała się u nas w tłumaczeniu
Magdaleny Mierowskiej. Cóż, lepiej późno niż wcale.
Dodie,a właściwie Dorothy Gladys Smith zaistniała w historii literatury opowieścią o "101 dalmatyńczykach",
ale któż tam pamięta nazwiska autorów disneyowskich bajek! Ma na swoim
koncie 9 sztuk teatralnych, scenariusze, kolejne części "dalmatyńczyków"
oraz 4 tomy autobiografii. Wykonawcą jej literackiego testamentu był
Julian Barnes, który "opisując półki z książkami jednej z bohaterek,
wymienia "Zdobywam zamek" jako powieść pocieszycielkę, do której zawsze
się wraca." (cyt. z okładki).
Czy będę wracać i ja - czas pokaże. Na razie tylko przyłączam się do licznych rekomendacji.
"Zdobywam zamek" ma formę pamiętnika prowadzonego przez 17-letnią Cassandrę, która chce ćwiczyć świeżo poznaną metodę stenografowania oraz uczyć się, jak pisać powieść - zamierza opisać osoby i przytoczyć rozmowy. Tematem będzie oczywiście jej rodzina - ekscentryczna i niebanalna gromadka Mortmainów z dodatkami (macocha, zadomowiony u nich syn dawnej pokojówki). Żyją oszczędnie, wręcz biednie, nie mają prawie nic, bo nawet większość mebli wyprzedali. Za to gdzie oni mieszkają!
W prawdziwym zamku! Dokładnie w tym, co po nim pozostało - resztkach zabudowań, otoczonych murami, fosą i wieżami.Nie muszą nawet płacić czynszu, i tak nie mieliby z czego.
Sceneria jest niezwykle malownicza i romantyczna. Daleko jednak do sielanki, choć na swój sposób Mortmainowie są szczęśliwi, mają w sobie radość życia, tylko warunki mogliby mieć ciut lepsze. Dziewczęta chciałyby wyrwać się w kręgu nędzy i głodu, światełko w tunelu daje im spadek po ciotce (odziedziczyły futra) oraz pojawienie się dziedzica posiadłości Simona wraz bratem, Neilem. I tu zaczynają się te wszystkie konwenanse i niuanse...
Fabularnie niewiele się tu dzieje, główne osie to zamążpójscie Rose i perypetie uczuciowe bohaterów oraz przełamanie niemocy twórczej ojca rodziny, autora słynnych "Bojów Jakuba". Istota rzeczy leży w epizodach znakomicie opisanych przez bystrą, zabawną, charyzmatyczną, ale niekiedy naiwną Cassandrę. Jej opowieści są żywe i barwne. Trzeba przyznać, że panna Mortmain ma zadatki na pisarkę ;-)
Historia z łapaniem "niedźwiedzia", niespodziewani goście podczas kąpieli w balii po farbowaniu ubrań, rozmowy z krawieckim manekinem, świętojańskie rytuały, pies Heloiza i kot Abelard, damsko- męskie gierki, wyprawy do Londynu, podstęp wobec ojca - to i wiele innych spraw uwiecznionych w zeszytach przez Cassandrę dostarcza czytelnikom wiele przyjemności i uśmiechu.
Inteligentnie, z nawiązaniami literacko-muzycznymi, z humorem, ciepłem, nieco sentymentalnie, nieco"wiktoriańsko", ale przede wszystkim barwnie i ujmująco - tak Dodie Smith wykreowała świat swej powieści. Oddając głos, czy raczej pióro, bohaterce - dodała smaku całości. Forma bowiem tutaj doskonale pasuje do treści.
Walorem kolejnym są sylwetki występujących tam osób. Moją uwagę szczególnie zwróciła postać Topaz - z jednej strony artystyczna dusza, oryginalnej urody modelka malarzy, obcująca z naturą (w ciemnościach można ją było wziąć za ducha), z drugiej - zapobiegliwa gospodyni, troskliwa macocha (niewiele w sumie starsza od pasierbic) i dobra żona. Jednym słowem - zjawiskowa.
Trochę jakby Jane Austen, trochę jakby L. M. Montgomery, nieco sióstr Bronte - w te klimaty wpisuje się powieść Dodie Smith. Jest to proza przyjemnie staroświecka, taka bardziej "dziewczyńska", ale sądzę, że i płci przeciwnej ta lektura nie zaszkodzi, zwłaszcza tym osobnikom, którzy odnajdują się w klimatach cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza i Jeżycjady.
"Zdobywam zamek" - zdobył moje uznanie. Chciałabym, aby było więcej takich powieści, więcej wznowień "starej" dobrej literatury, niech młode pokolenia mają szansę poznać coś innego ( i wartościowszego!) niż te wszystkie Szepty, Zmierzchy i Greye...
Klasyka górą!
Czy będę wracać i ja - czas pokaże. Na razie tylko przyłączam się do licznych rekomendacji.
"Zdobywam zamek" ma formę pamiętnika prowadzonego przez 17-letnią Cassandrę, która chce ćwiczyć świeżo poznaną metodę stenografowania oraz uczyć się, jak pisać powieść - zamierza opisać osoby i przytoczyć rozmowy. Tematem będzie oczywiście jej rodzina - ekscentryczna i niebanalna gromadka Mortmainów z dodatkami (macocha, zadomowiony u nich syn dawnej pokojówki). Żyją oszczędnie, wręcz biednie, nie mają prawie nic, bo nawet większość mebli wyprzedali. Za to gdzie oni mieszkają!
W prawdziwym zamku! Dokładnie w tym, co po nim pozostało - resztkach zabudowań, otoczonych murami, fosą i wieżami.Nie muszą nawet płacić czynszu, i tak nie mieliby z czego.
Sceneria jest niezwykle malownicza i romantyczna. Daleko jednak do sielanki, choć na swój sposób Mortmainowie są szczęśliwi, mają w sobie radość życia, tylko warunki mogliby mieć ciut lepsze. Dziewczęta chciałyby wyrwać się w kręgu nędzy i głodu, światełko w tunelu daje im spadek po ciotce (odziedziczyły futra) oraz pojawienie się dziedzica posiadłości Simona wraz bratem, Neilem. I tu zaczynają się te wszystkie konwenanse i niuanse...
Fabularnie niewiele się tu dzieje, główne osie to zamążpójscie Rose i perypetie uczuciowe bohaterów oraz przełamanie niemocy twórczej ojca rodziny, autora słynnych "Bojów Jakuba". Istota rzeczy leży w epizodach znakomicie opisanych przez bystrą, zabawną, charyzmatyczną, ale niekiedy naiwną Cassandrę. Jej opowieści są żywe i barwne. Trzeba przyznać, że panna Mortmain ma zadatki na pisarkę ;-)
Historia z łapaniem "niedźwiedzia", niespodziewani goście podczas kąpieli w balii po farbowaniu ubrań, rozmowy z krawieckim manekinem, świętojańskie rytuały, pies Heloiza i kot Abelard, damsko- męskie gierki, wyprawy do Londynu, podstęp wobec ojca - to i wiele innych spraw uwiecznionych w zeszytach przez Cassandrę dostarcza czytelnikom wiele przyjemności i uśmiechu.
Inteligentnie, z nawiązaniami literacko-muzycznymi, z humorem, ciepłem, nieco sentymentalnie, nieco"wiktoriańsko", ale przede wszystkim barwnie i ujmująco - tak Dodie Smith wykreowała świat swej powieści. Oddając głos, czy raczej pióro, bohaterce - dodała smaku całości. Forma bowiem tutaj doskonale pasuje do treści.
Walorem kolejnym są sylwetki występujących tam osób. Moją uwagę szczególnie zwróciła postać Topaz - z jednej strony artystyczna dusza, oryginalnej urody modelka malarzy, obcująca z naturą (w ciemnościach można ją było wziąć za ducha), z drugiej - zapobiegliwa gospodyni, troskliwa macocha (niewiele w sumie starsza od pasierbic) i dobra żona. Jednym słowem - zjawiskowa.
Trochę jakby Jane Austen, trochę jakby L. M. Montgomery, nieco sióstr Bronte - w te klimaty wpisuje się powieść Dodie Smith. Jest to proza przyjemnie staroświecka, taka bardziej "dziewczyńska", ale sądzę, że i płci przeciwnej ta lektura nie zaszkodzi, zwłaszcza tym osobnikom, którzy odnajdują się w klimatach cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza i Jeżycjady.
"Zdobywam zamek" - zdobył moje uznanie. Chciałabym, aby było więcej takich powieści, więcej wznowień "starej" dobrej literatury, niech młode pokolenia mają szansę poznać coś innego ( i wartościowszego!) niż te wszystkie Szepty, Zmierzchy i Greye...
Klasyka górą!
Subskrybuj:
Posty (Atom)