wtorek, 8 października 2013

Cykl o Janeczce i Pawełku - oddaję głos Joannie Chmielewskiej

"W Większym kawałku świata objawiła mi się Janeczka. Stanęła ta upiorna dziewczynka za Tereską i z miejsca zrobiła się tak straszliwie realna i prawdziwa, że sama już nie wiem, znam ją czy nie. Obydwoje z Pawełkiem wymknęli mi się z rąk, pisząc o nich nie panuję nad tekstem, okropne dzieci robią, co im się podoba, a ja to mogę tylko rejestrować. W dodatku Chaber jest autentyczny, miałam z nim kontakt bezpośredni, tyle że jego losy potoczyły się trochę inaczej, przeszedł w ręce prawdziwego myśliwego."

NAWIEDZONY DOM

"Nie miałam w ogóle szczęścia do adaptacji. Nawet taka zdawałoby się prosta rzecz jak słuchowisko z Nawiedzonego domu… No nie, tu akurat było odwrotnie, najpierw napisałam słuchowisko dla radia, a potem zrobiłam z niego książkę, co okazało się trudniejsze, niż przypuszczałam, ale nie w tym rzecz. Słuchowisko zostało nagrane.
Rozpacz mnie ogarnęła tak potężna, że jej resztki tkwią mi gdzieś w środku do tej pory. Zrobiono je znakomicie, wykonawcy zostali świetnie dobrani, podali tekst zgodnie z moją intencją, z wyczuciem, chyba sami się przy tym doskonale bawili, mogło wyjść z tego prawie arcydzieło, l co? I wszystko zostało spaskudzone śmiertelnie.
Jedna jedyna rola załatwiła sprawę, mianowicie rola głównej bohaterki. Podstawowa. Ta nieszczęsna Janeczka, która od początku do końca jest dzieckiem nietypowym, dziewczynką o żelaznych nerwach i zimnej krwi, myślącą w dodatku, na której cała akcja spoczywa, w słuchowisku wystąpiła w charakterze przerażająco kwikliwej, piskliwej, rozhisteryzowanej kretynki.
Dziw, że się nie udusiłam, słuchając tych kwików. Co gorsza, treść przystała do formy, mogę przysiąc bez wahania, że w całym tekście ani razu i nigdzie nie napisałam „ojej”, nawet nie wiem, czy pisze się to razem, czy osobno. Janeczka wrzeszczy „ojej!” bez mała co chwila, jakie wrzeszczy, kwiczy i piszczy, aż uszy bolą. Diabli wzięli całość, której szkoda tym bardziej, że była naprawdę świetna.
Jak zwykle, zostałam postawiona wobec faktu dokonanego, dopuszczono mnie do gotowego, skończonego słuchowiska. Gdybym wysłuchała tego wcześniej, na początku…! Wszyscy się później zgodzili, że pisk Janeczki psuje sztukę, należało zmienić interpretację od razu, rzuciłabym się na to z wyszczerzonymi zębami! No tak, ale radio i telewizja nie lubią autorów…
Rozzłościłam się tak, że zostało mi na długo. Zapowiedziałam, że napiszę ciąg dalszy, w którym wystąpi właśnie kwikliwa dziewczynka, i chciałabym zobaczyć, co wtedy zrobią. Znajdą coś jeszcze gorszego niż te piski Janeczki? To już chyba tylko nietoperza…! Po napisaniu żądam słuchowiska…
Radio miało moje żądania nie powiem gdzie, ale ów dalszy ciąg napisałam i są to Wielkie zasługi. Cała książka powstała na bazie cholernej Mizi i fakt, to kwikliwe „ojej!” stanowi chyba połowę tekstu. Mogło sobie radio używać, ale, oczywiście, nie skorzystało z okazji." 


WIELKIE ZASŁUGI

"Wielkie zasługi uległy się na Mierzei, krajobraz się zgadza, z mrowiskiem włącznie, a rozwalony cmentarz oglądałam na własne oczy. Nieco wcześniej wybuchła na tym tle cała afera i niemal konflikt międzynarodowy, bo przyjeżdżający z NRD Niemcy zgłosili pretensje i złożyli skargę na ludność miejscową, która jakoby sprofanowała miejsce na złość i dla pohańbienia. Ludność miejscowa zaprotestowała z oburzeniem, twierdząc, że oni sami rozwalali, zapewne szukając czegoś, a może specjalnie, dla prowokacji. Kwestia została rozstrzygnięta na szczeblach niedostępnych społeczeństwu, a cmentarz uporządkowali harcerze."

SKARBY

"Przyleciałam do tego Algieru i w pierwszej kolejności poznałam drogę przez Khemis Milianę. Duża rzecz. Można teraz spokojnie wziąć do ręki Skarby i poczytać sobie o wrażeniach Janeczki i Pawełka, wydłubałam je z siebie. Jest to koszmar, nie droga, chociaż może nie jest, tylko była, bo ostatnio widziałam, że ją nieco prostowali. Mimo całego jej okropieństwa, trochę za nią tęsknię…
Skarby uprzejmie proszę przeczytać, wszystko tam się zgadza, ta Algieria mi wyszła i dlatego zapewne tę książkę wyjątkowo lubię. Nikt wprawdzie nie rozwalił kamieniołomu, ale bez trudu można to było uczynić. Przy okazji mogę się zwierzyć z przeżyć własnych, nie w Algierii, tylko w Warszawie.
Zważywszy, iż nigdy nie byłam chłopcem i nie strzelałam z klucza, z kalichlorku ani z innych podobnych produktów, materiał wybuchowy sprawił mi kłopoty. Beznadziejnych bredni pisać nie zamierzałam. Zażądałam informacji od Marka, który miał w tej dziedzinie duże doświadczenie, proszę bardzo, pobłażliwie posłużył wiadomościami i radami. Nabyłam co trzeba, przygotowałam mieszaninę wybuchową i na wszelki wypadek pojechałam na działkę wypróbować ją. Śnieg leżał głęboki, przyleciały do mnie wszystkie mieszkające tam koty, poczęstowałam je mielonką, wejść do środka nie mogłam, bo furtka się nie otwierała, wrzucałam kawałki mielonki jak najdalej i trzeba było widzieć, jak koty chodzą po śniegu. Opisać tego nie sposób. Dały sobie radę jednakże i mogłam przystąpić do zaplanowanych zajęć.
Lont mi wyszedł, owszem. Palił się jak należy, dopalał się do materiału wybuchowego i do widzenia. Gasło, wybuchać nie chciało. Zakłopotałam się, wróciłam do domu, przystąpiłam do nowych prób. Bez rezultatu. Doszło do tego, że piorunującą mieszaninę z całej siły waliłam młotkiem na schodach i też nic. Z pazurami rzuciłam się na Marka, co nakręcił, do cholery, ja się nie wybieram pod biały dom, tylko piszę książkę.
Sam zaczął próbować, też się zakłopotał, po czym stwierdził, że obecne zapałki są do niczego. Nie nadają się do niszczącego użytku. Przyniósł stare zapałki sztormowe. Ile się namęczyliśmy, żeby wysadzić w powietrze wieczko pudełka po kawie, ludzkie pojęcie przechodzi, ale rezultat w końcu udało nam się osiągnąć i mogłam się uspokoić."


Joanna Chmielewska, Autobiografia. T. IV. Trzecia młodość, Vers, Warszawa 1994, ss. 63-64, 207-208
Joanna Chmielewska, Autobiografia. Wieczna młodość. Aneks do wszystkich pozostałych, Vers, Warszawa 1994, ss. 195-197

1 komentarz:

  1. Jeśli "Mizia" ze słuchowiska była tak irytująca jak ta z "Wielkich zasług", to nic dziwnego, że panią Joannę mało nie trafił szlag, bo to przecież antyJaneczka jest :) Z kalichlorku nie strzelałem, ale z klucza i śruby to i owszem, a i bączki z saletry spożywczej i cukru się puszczało :D
    PS. Kto to tak piszczał w tej audycji??

    OdpowiedzUsuń