wtorek, 10 stycznia 2012
Timur i jego drużyna - Arkady Gajdar
Ta radziecka ciekawostka nie była lekturą moich lat dziecięcych. Na tyle jednak często spotykałam się z określeniem "Timur i jego drużyna", że chciałam dowiedzieć się kto zacz.
Akcja rozgrywa się mniej więcej w 1939 r., w okolicach Moskwy. Dwie siostry, 18-letnia Olga i pięć lat młodsza Żenia, wyjeżdżają na letnisko na wieś. Ich ojciec, oficer Armii Czerwonej, przebywa na froncie. Podczas pobytu na wsi Żenia zaprzyjaźnia się ze swoim rówieśnikiem Timurem, chłopcem-komsomołcem, przywódcą miejscowej drużyny, która stara się utrzymać porządek na miejscu pod nieobecność mężczyzn (łatwo się domyślić, gdzie się podziali). Rodziny opuszczone przez mężów i ojców - żołnierzy znajdują się pod ich specjalną opieką. Tu pomogą przynieść wody, tam narąbać drewna, uspokoją osierocone dziecko, znajdą zabłąkaną kozę - wszystko po kryjomu, bo nie dla poklasku to robią, tylko z poczucia odpowiedzialności. Jednocześnie muszą się zmierzyć z bandą darmozjadów i łobuzów pod przywództwem niejakiego Kwakina. Olga nie wie o tym i zakazuje Żeni kontaktów z Timurem, powodując tym wiele komplikacji.
Książeczka jest cieniutka i czyta się ją błyskawicznie. Przyznam, że mam pewną słabość do dźwięcznych rosyjskich imion i te Żenie i Gieorgije znacznie mi uprzyjemniły lekturę o raczej nieskomplikowanej akcji.
Muszę dodać, że irytuje mnie dopatrywanie się antypolskich akcentów (patrz wpisy na biblionetce) w tej i każdej innej radzieckiej książce (nawet jeśli w wielu takowe były). Gdyby sytuacja opisywana była odwrotna, gdyby bohaterkami były Ania i Marysia, a ich ojciec Jan jechał walczyć na front z ruskimi, to by była ach-jaka-cudowna-patriotyczna-lektura i nie byłoby mowy o antyrosyjskości. Ale książka opisuje stronę radziecką i to pozytywnie i dlatego jest be. Weźmy jednak pod uwagę, że książka powstała w roku 1940, autor zginął w 1941, opisywał wydarzenia na bieżąco, nie miał możliwości oceniania ich z dystansu. Był radzieckim żołnierzem, pisał o tym, co znał. A nawet jeśli w zakończeniu ojciec bohaterek udaje się na front polsko-radziecki, to nigdzie to nie jest to wyraźnie napisane, trzeba się domyślać, bo autor nie wspomina, że bohaterowie idą bić złych Polaków. Skoro tam rozpoczęły się wówczas walki (nie z winy autora), to tam wysłał swojego bohatera.
Nie uważam, że jest to lektura, która wymaga jakiejś przesadnej gloryfikacji, ot książeczka dla młodzieży, jakich wiele - o dzielnej podwórkowej bandzie "dobrych" walczących przeciwko "złym". Tyle, że w interesujących pod względem historycznym realiach - więc może raczej dla zainteresowanego dorosłego niż dla dziecka. A jak dziecko ma ochotę przeczytać, to mu po prostu trzeba parę rzeczy wyjaśnić, co to komsomoł, a co Armia Czerwona.
Kontrowersje dotyczące autora to już inna sprawa, czy był odpowiedzialny za rozstrzeliwanie kobiet i dzieci niestety nie wiem, ale mało kto na wojnie pozostaje świętym.
Arkady Gajdar, Timur i jego drużyna. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza 1982
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zetknęłam się z nią w dzieciństwie, ale nie mogłam jej przeczytać. Zaczynałam i... nic. W końcu się poddałam. Sto lat temu to było :) Ale i tak fajnie sobie przypomnieć ten wątek :)
OdpowiedzUsuńA ja pierwszy raz słyszę o tej książce. Może jestem trochę za młoda :p
OdpowiedzUsuńJoanna - ja też nie wiem, czy w dzieciństwie byłabym zainteresowana. Miałam podobnie z książką Szmaglewskiej "Czarne stopy" - stała na półce cale moje dzieciństwo i nigdy nie udało mi się wyjść poza pierwszą stronę, mimo że czytałam wszystko, co mi w rękę wpadło.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaur - możliwe :) Ale ja też usłyszałam o niej dopiero jako osoba dorosła, bo w dzieciństwie, kiedy wiekowo dojrzałam do lektury, to "Timur" był już tylko niewznawianym PRLowskim reliktem ;)
o rany jak sobie przypomnę tę ksiązkę to aż uszy mi się robią czerwone ze wstydu - będą w podstawówce (nie wiem która klasa- 5 może 6) postanowiłem zrobić sobie zabawę aby przerobić te teksty po swojemu i wykreslałem niektóre słowa zamieniając je swoimi - takiego nagromadzenia sprośności, przekleństw itp na jedna strone chyba cięzko by znaleźć... Na szczęście ksiązka była pokazywania w wąskim gronie i nie wyszła gdzies szerzej bo chyba jako dziecko miałbym kłopoty... A tak - pewien etap szczenięcej głupoty na szczęście szybko minął.
UsuńCzemu ja akurat Timura sobie na cel wybrałem to nie wiem. Z tego co pamiętam nie potraktowałem tak żadnej innej ksiązki.
Rozumiem, że nie względy antyradzieckie Tobą powodowały ;) I dobrze, że nie kontynuujesz już tego procederu :)
UsuńCzytałam! Daaaaawno temu co prawda, ale czytałam i nawet odrobinkę pamiętam. Kojarzyła mi się wtedy z Niewidzialną Ręką i odbierałam bez żadnych podtekstów. No mała byłam, no.
OdpowiedzUsuńBo to tylko dorośli mają takie skrzywienie i wszystko analizują. Dla dziecka historyjka jest po prostu fajna albo nie :)
UsuńBardzo lubiłam tę książkę. To współzawodnictwo dwóch drużyn działało na wyobraźnie. Podteksty polityczne gdzieś mi wtedy umknęły i bardzo dobrze ;)
OdpowiedzUsuń:) Współzawodnictwo drużyn to częsty motyw w literaturze dziecięcej - przynajmniej tej starej. Też bardzo lubiłam o tym czytać.
UsuńA ja tę książkę kocham. Mniejsza o jakieś historyczne bzdety :) to była świetna opowieść o czymś w rodzaju Niewidzialnej Ręki, którą akurat wtedy się oglądało w TV. Gdy byłam w liceum (i uczyłam się rosyjskiego) pojechałam do Kilec, gdzie była Księgarnia Radziecka i zanabyłam oryginalne wydanie. Książki rosyjskie kosztowały wówczas grosze, dziś cóż, istnieją znów księgarnie rosyjskie, ale ceny mają już rynkowe :)
OdpowiedzUsuńChciałam sobie w zeszłym roku zrobić przyjemność i kupiłam nowe wydanie (niestety to stare, z końca lat 70-tych - a było ładniejsze - zaginęło... bardzo możliwe, że moja Mum wyniosła ją do kotłowni, "no bo to jakieś ruskie"...). Wygląda to nowe tak:
http://toprzeczytalam.blogspot.com/2011/09/arkadij-gajdar-timur-i-jego-komanda.html
...super książeczka dla młodzieży,że ruskie nigdy nie były nam przyjaciółmi,to jedno...liczy się sposób w jaki postrzega tą historyjkę młody czytelnik.Zawarte w niej pozytywne elementy edukacyjne,biją na "łeb" antypolskie szczegóły.Pozdrawiam wszystkich dla ,których książeczka ta,była wystarczająco inspirująca,by zrobić jakiś dobry uczynek (dla mnie była).
OdpowiedzUsuńA film? Nikt nie pamięta filmu? Zastanawiające że po jego oglądnięciu chciałem zostać Timurem. Mimo wszelkich domowych doświadczeń moich babć i rodziców (Lwów). Propaganda? Przypomina mi się Pawlik Morozow, ale mam nadzieję, że zbyt daleko się zapuszczam...
OdpowiedzUsuńGorzej - ja nawet nie wiedziałam, że jest jakiś film. Jakoś się dzieciństwie nie zetknęłam.
UsuńCo znaczy "czy jest film"? Są nawet trzy filmy - w każdym razie ja mam trzy, kto wie, czy nie ma więcej :)
UsuńDwa o takim samym tytule jak książka (jeden z 1940, drugi z 1976) i jeszcze jest "Klątwa Timura" z 1942. Tej klątwy jeszcze nie oglądałam.
Warto zadać sobie pytanie, czy byłaby to też super-historyjka pozytywna pedagogicznie, gdyby autor był Niemcem i opisał dzielnych chłopców z hitlerjugend, jak pomagają rodzinom żołnierzy, którzy w tym czasie męczą się okupując Polskę.
UsuńAnonimie - chłopcy z Hitlerjugend raczej nie mogliby być bohaterami tej książki i to nie ze względu na to, że ich rodzice okupowali Polskę. Nie zajmowali się ganianiem po wsi, byli poddawani silnej propagandzie, brutalnie walczyli między sobą (żeby się wdrażać) i słuchali pogadanek o swojej aryjskiej wyższości. W potencjalnej książeczce "Hans i jego drużyna" moglibyśmy poczytać najwyżej o "dzielnych" młodzieńcach tłukących słabszych od siebie. Polecam książki Wiktora Zawady.
UsuńInna sprawa, że nie wszyscy Niemcy chcieli brać udział w wojnie, i na pozbawionych mężczyzn wsiach też się może nie najlepiej działo, nie wiem, bo nie wnikałam. O wojnie od niemieckiej strony pięknie napisał m.in. Zusak w "Złodziejce książek".
Lilybeth, chyba mało wiesz o Hitlerjugend i o takich szeroko propagowanych wtedy inicjatywach jak np. Pomoc Zimowa. W niemieckich społeczeństwie solidaryzm był jak najbardziej oficjalnie propagowany, dokładnie tak samo jak w ZSRR, i młodzi chłopcy z Hitlerjugend byli zachęcani do pomagania weteranom itp. Tak więc Hans z drużyną, którzy pomagają rodzinom wojskowych jest jak najbardziej do pomyślenia i wcale się nie kłóci z ideologią nazistowską. Przeciwnie, to właśnie przykład "Ein Volk" w działaniu.
UsuńCzytałam niedawno (powtórnie), sama książka to pikuś,ale jaką biografię ma Gajdar - włos się na głowie jeży.
OdpowiedzUsuńZajrzałam do wiki, zaintrygowana, o rany, faktycznie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńwiem o tej książce,ją czytałem a znajomość fabuły i autora czasem w Rosji przybliżała mnie do Rosjan w rozmowach z nimi i budziło ich dużą sympatię do mnie.
OdpowiedzUsuńKsiążka jak książka, ale autor to na pewno zasługuje na zapomnienie i to przez własny naród.
OdpowiedzUsuńkluczowe w krytyce wpisu na biblionetce jest pierwsze zdanie Twojego wpisu. Dla mnie była to przymusowa lektura szkolna i gdyby nie mądry Harcmistrz który na obozach letnich ZHP uświadamiał nas w latach 84-88 kto wie kim bym dzisiaj był. W latach 81-84 była to obowiązkowa lektura w szkole podstawowej w której faszerowano nasze młode mózgi bohaterskim ojcem Żeni który jechał mordować naszych rodaków, a kto wie może i strzelał potem w "Katyniu", i wspaniałym pionierze dla którego wzorem był Pawka Morozow.
OdpowiedzUsuń