niedziela, 22 stycznia 2012

Róże dla pensjonarki - Hanna Muszyńska-Hoffmannowa

Sztambuch Amelki

Śnieg za oknem, kubek gorącej czekolady z pianką i urocza powieść pensjonarska. Czego chcieć więcej w mroźny styczniowy wieczór?

Książka Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej to kolejne przypadkowe znalezisko, które okazało się literackim cackiem. „Róże dla pensjonarki” zostały wydane w 1969 roku. Jest to powieść dla młodzieży, ale również starsi czytelnicy docenią jej zalety. Akcja toczy się w Warszawie, w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku. Książka ma formę pamiętnika tytułowej pensjonarki, piętnastoletniej Amelki Pusztówny.

Srodze zawiodą się ci, którzy wzorem ochmistrzyni pensji spodziewają się po dziewczynce cech „ziemskiej anielicy” i wzorowych manier. Amelka ma złote serce, ale ma też na swoim koncie liczne szelmostwa w rodzaju wspinaczki na dach czy podrzucenia ropuchy do sypialni stryja, które trochę kalają jej czarujący wizerunek, ale sprawiają, że wprost nie sposób jej nie polubić.

Książka sprawi radość miłośnikom dziewiętnastego wieku, bo obraz ówczesnej stolicy został odmalowany barwnie i skrupulatnie. Oprócz głównej bohaterki i jej rodziny przez karty powieści przewija się wiele znanych osób. Najbliższą przyjaciółką Amelii jest Emilka Chopinówna, więc bywamy również w domu przyszłego kompozytora. Poza tym przygotujcie się na spotkanie z ówczesną elitą intelektualną i śmietanką towarzyską, między innymi z Józefem Bohdanem Zaleskim, Klementyną z Tańskich Hoffmannową, Maurycym Mochnackim, Sewerynem Goszczyńskim i wieloma innymi. W korowodzie znanych postaci moją największą sympatię wzbudził ostatni lirnik warszawski, Mateusz Dziubiński, zwany Błękitnym Płaszczem.

Miłośnicy literatury dziewiętnastowiecznej będą szczególnie zadowoleni z lektury „Róż dla pensjonarki”. Otóż Amelka Puksztówna pochodzi z rodziny, która od pokoleń prowadzi popularną księgarnię. Dzięki temu dowiadujemy się, jakie wówczas panowały gusta literackie, którzy autorzy cieszyli się wzięciem, co czytali intelektualiści, a co prostaczkowie, jakie były meandry sporu klasyków z romantykami.

Pod względem językowym książka Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej dostarczyła mi również miłych doznań. Język jest archaizowany, ale nie w sposób hermetyczny. Powieść zawiera wiele uroczych słów i wyrażeń, które dodają jej staroświeckiego wdzięku, takich jak „dehumory”, „od świtu do podkurka”, „frukt”y, „bawialka”, „siosterka”, „bibosz”, „bałamutka”, „wiośnianka”, „umbrelka”.

Na ujmujący nastrój „Róż dla pensjonarki” składają się także imiona bohaterek, na przykład Prowidensja, Eufemia, Balbina, Prakseda, Kunegunda, Henrietta, Teofila czy Petronela. Panowie zostali pod tym względem potraktowani mniej szczodrze. Najbardziej ekscentryczny wydaje się Bonawentura, ale Amelia postanowiła zwać go Wiesławem.

Amelka jest dziewczynką trochę egzaltowaną, ale od zalewu napuszonego sentymentalizmu ratuje nas poczucie humoru bohaterki i autorki. Zdarzają się i zabawne określenia, chociażby na temat ciotuni Balbiny, która „kształtów jest ogromnie obłych”[1], i śmieszne sytuacje, jak pechowa przygoda Amelki z tortem na inscenizowanym raucie. Już skróty wydarzeń, które pojawiają się przed każdym rozdziałem, zapowiadają liczne atrakcje. Na przykład przed rozdziałem piątym czytamy: „Niewierny kuzynek. Za to wierny pies. Jak przybył nam Fido? Swatam mamę, z czego wynika skandal. Znowu sąd familijny. Duch prababki, czyli idę na pensję”[2].

Najbardziej podobały mi się fragmenty poświęcone edukacji Amelii. Scena przemarszu panien przez miasto oraz ich udział w wykładach ze studentami, którzy cichaczem podrzucali im do kapturów liściki, są nakreślone bardzo malowniczo. Program nauczania na pensji i niektóre metody wychowawcze dziś wydają się kuriozalne, ale warto podkreślić, że „elewki” biegle władały trzema językami obcymi (angielskim, francuskim i niemieckim), choć prowadząca pensję pani Wilczyńska na każdym kroku podkreślała uroki języka ojczystego: „harmonia naszej mowy jest jak szum odwiecznego dębu, gdy innych jak poświst chwastu, który z każdym powiewem wiatru zgina się lub łamie i z cienkim odgłosem jęczenie wydaje”[3]. Warto wspomnieć o tym, że obok sali lekcyjnej zawsze czuwał lekarz, który miał ruszyć na ratunek, gdyby którejś pannie zakręciło się w głowie od nadmiaru wiedzy.

Na ostatnich stronach powieści w życie bohaterów wkracza wielka polityka. Wybucha powstanie listopadowe. Niestety, te fragmenty są mniej udane. Sprawiają wrażenie napisanych w pośpiechu i dodanych trochę na siłę, żeby podnieść walory edukacyjne i patriotyczne książki. Żałuję, że autorka potraktowała je tak skrótowo, ale powieść polecam.

Jeśli macie ochotę dowiedzieć się, jakie kwiatki lubił najbardziej Frycek Chopin i dlatego jego siostry ozdabiały nimi sukienki, dlaczego cioci Femci przyczepiono indyczą łapkę, wskutek czego dostała spazmów, jak wyglądał strój à la Werter i dlaczego książki Waltera Scotta miały zgubny wpływ na dziewczęta, koniecznie sięgnijcie po uroczą ramotkę Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej. Ciepłą i słodką jak czekolada z pianką, którą pijała Amelka Pusztówna.

---
[1] Hanna Muszyńska-Hoffmannowa, „Róże dla pensjonarki”, Instytut Wydawniczy Pax, 1969, s. 38-39.
[2] Tamże, s. 85.
[3] Tamże, s. 127.

4 komentarze:

  1. ale fajnie! ja na pewno będę szukać tej ksiązki:) ze swojej strony z nastoletnich radzieckich lektur polecam zeszyt w czerwonej okładce,Walery Woskobojnikow. czytałam jako nastolatka i bardzo polecam. nie ma to jak prlowska ksiazka dla młodzieży gdy juz nie jest sie nastolatka;p;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za polecenie książki Woskobojnikowa. Postaram się ją zdobyć, bo bardzo mnie zachęciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie kupiłam. Kosztowała 1 zł 50 gr. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo zachęcająca recenzja!Zaraz "pobuszuję" na Allegro i jej poszukam:)

    OdpowiedzUsuń