poniedziałek, 7 maja 2012

Kaktusy z Zielonej Ulicy - Wiktor Zawada

Przybyłem, przeczytałem i … roześmiałem się radośnie, bo choć nie da się ukryć, że prawie czterdziestolatek odbiera tę książkę zupełnie inaczej niż rówieśnik głównych bohaterów (powiedzmy 10-latek), to jednak nie zmieniło się aż tak wiele.
“Kaktusy …”, to książka o wojnie widzianej oczyma grupy urwisów, mieszkańców domu usytuowanego przy jednej z zamojskich ulic. Dzidek Cent, Bysiek Stawski, Milka i jej brat Jędrek Szelest, spędzają wakacje 1939 roku bawiąc się w Indian, tłukąc z ekipami z innych ulic i próbując poradzić sobie z andrusem i psotnikiem z sąsiedztwa - Jaśkiem od Pawła. Niestety, nadchodzi 1 września ...
Eee, sztywna ta notka mi wychodzi jakby mi kto kij w...  portki wsadził! A przecież, mimo całej okupacyjnej grozy, mimo atmosfery ciągłego zagrożenia, widoku śmierci i kolejnych niemieckich okrucieństw, których świadkami są dzieci, to książka pełna humoru i żywa jak srebro, do którego czasem porównujemy niesfornych małolatów. Bo jak tu się nie uśmiać z Polci Kapelusik, która wali z pierwszego piętra doniczką prosto w łeb volksdeutscha Pacurka? Jak nie dopingować Kaktusów, kiedy wycinają Szwabom kolejne numery nie zważając na własne bezpieczeństwo? Jak nie przyklasnąć Jaśkowi, który z młodego - gniewnego półanalfabety, przeistacza się w wykształconego, małoletniego patriotę. Nie da się i nie dało ćwierć wieku temu, podczas pierwszej lektury.
Dzisiejsza młodzież powie pewnie: “Nudy!”, bo to i wampirów nie ma, a choćby i tak spektakularnych wybuchów jak te z opisywanego niedawno “Jutra”. Co to, teczkę Niemcowi ukradli albo budkę wartowniczą przestawili? Phi, też mi! Ja zaś uważam, że warto zwrócić na ten staroć uwagę, bo lektura ta, to świetna lekcja przyjaźni, historii i patriotyzmu. I choć można kręcić nosem, że dziś się tak dla młodzieży nie pisze, a przygody ekipy z Zielonej trącą, w dobie wirtualnych zabaw i organizowania dziecku czasu (hippika, karate, balet etc.), myszką, to ja zachęcam do lektury. Niech dzieciaki zobaczą, że kiedyś wystarczyło parę leszczynowych kijów, latarka wyproszona od ojca i dwa wiadra rozbuchanej wyobraźni, żeby przeżyć jedne z najlepszych przygód dzieciństwa. A że przy okazji młodzi czytelnicy poznają ciemne strony II wojny światowej? Tym lepiej. Dla mnie - bomba!

7 komentarzy:

  1. W zupełności zgadzam się z Bazylem! Książka jest po prostu świetna, zabawna i wzruszająca zarazem. Po latach chciałam wrócić do tej lektury, ale niestety nie mogę jej nigdzie znaleźć. To smutne, że z każdej witryny patrzą na nas okładki książek traktujących o tym, jak dobrze jest mieć chłopaka (albo jak źle go nie mieć) i zostać nastoletnim wampirem, a prawdziwie wartościowe książki popadają w zapomnienie. Polecam ,,Kaktusy z zielonej ulicy" i dwie następne książki będące kontynuacją ,,Kaktusów": ,,Wielka Wojna z Czarną Flagą" i ,,Leśna szkoła strzelca Kaktusa", o ile dobrze pamiętam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. marmoladę z ciebie zrobię, posmaruję kromkę chleba,
    podjem sobie co się zowie, podziękuję jeśli trzeba

    i ja pamiętam Kaktusy, dwuwiersz powyżej cytuję z bardzo odległych zakamarków pamięci. Pamiętam swój zachwyt tymi książkami wtedy - mam pewne obawy o wrażenia dzisiaj - o tło historyczno-polityczne się mnie rozchodzi, szczególnie w Leśnej szkole. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie, czyli: czy będzie mnie to drażnić w 2013 r. czy nie? Ktoś czytał ostatnio i ma "dorosłe" przemyślenia?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam Kaktusy jakieś 40 lat temu... i pamiętam przygody tych sympatycznych bohaterów do dziś. :)
    Tamte książki gdzieś się zapodziały, ale, z myślą o wnuczku, upolowałam na Allegro wszystkie trzy tomy.
    Kto wie, może sobie zrobię powtórkę? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też czytałem to 40 lat temu. Zapamiętałem tylko fragment o wkroczeniu do Zamościa wojsk radzieckich i szybkie ich wycofanie za Bug gdzie beda mogli się lepiej bronić. W moim umyśle wychowanym na Czterech pancernych rodził się żal, że tak się stało, bo jak nic wspólnie z Armią Czerwoną popędzilibyśmy Niemców do Berlina już w 1939. Dzisiejsze spojrzenie na te fakty obdziera mnie z naiwnych złudzeń indoktrynowanego dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  5. fajna książka teraz jako 40 latek wracają wspomnienia,na patyku czarna flaga a na przodzie Hans łamaga

    OdpowiedzUsuń
  6. Blog robi wrażenie, ciekawy opis i doskonały wybór lektur

    OdpowiedzUsuń
  7. "Chodzby gwozdzie z nieba lecialy" trzeba ja przeczytac jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń