poniedziałek, 25 lutego 2013

"Ania z Wyspy Księcia Edwarda" Lucy Maud Montgomery


Pytanie o ulubionego autora zawsze wprowadza mnie w swego rodzaju konsternację - bo właściwie nie potrafię wybrać jednej jedynej osoby - chociażby z tego powodu, że w różnych okresach życia fascynowała mnie różna literatura, a i świat nie stoi w miejscu, i co roku pojawiają się nowi autorzy, którzy mają szansę mnie zachwycić. Więc kiedy muszę się określić na okoliczność literackich uwielbień to zawsze pada kilka nazwisk, a jedno z nich to Lucy Maud Montgomery.

Z autorką zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji "Błękitnego zamku", później jak miliony dziewcząt na świecie pokochałam "Anię z Zielonego Wzgórza", polubiłam "Emilkę ze Srebrnego Nowiu", "Jankę ze Wzgórza Latarni", "Kilmeny ze starego sadu" i jeszcze kilka innych, trochę mniej znanych bohaterek, które narodziły się w wyobraźni najsłynniejszej kanadyjskiej pisarki. Większość jej książek można znaleźć w mojej domowej biblioteczce i z zasady są to te najbardziej zaczytane egzemplarze...

Kilka lat temu wielbicieli talentu pani Montgomery zelektryzowała wiadomość o nieznanym rękopisie zmarłej przed 60 laty pisarki mającym być podsumowaniem cyklu o Ani Shirley. I tak oto w 2009 roku miała miejsce światowa premiera "Ani z Wyspy Księcia Edwarda", a dwa lata później doczekaliśmy się jej polskiego wydania.
Jakoś się tak stało, że nie kupiłam sobie dotąd tej książki i udało mi się z nią zapoznać tylko dzięki uprzejmości pewnej biblionetkowiczki. I cóż... Po przeczytaniu już wiem, że raczej ta książka domowych zbiorów nie wzbogaci...

"Ania z Wyspy Księcia Edwarda" to zbiór opowiadań podzielonych na dwie grupy ze względu na czas akcji. Pierwsza część książki to utwory, których akcja toczy się w mniej więcej w tym samym czasie co akcja "Doliny Tęczy", natomiast część druga umiejscowiona jest po zakończeniu I wojny światowej. Całość jest przeplatana wierszami autorstwa Ani oraz jej syna Waltera - dodam, że choć nie jestem może znawczynią poezji, to uważam, że nie są one zbyt wysokich lotów, niestety...

Co do samych opowiadań to są one mocno nierówne, niektóre rozwleczone do granic wytrzymałości, niektóre przewidywalne od pierwszych linijek, chociaż, uczciwie trzeba przyznać, że kilka jest naprawdę na poziomie. Ale te akurat są w zdecydowanej mniejszości. Najbardziej przypadły mi do gustu dwie opowieści - chyba najsmutniejsze z całego zbiorku "Oszukane dziecko" o osieroconym chłopczyku, który musi sam zdecydować u kogo będzie mieszkać (krewni starają się zdobyć jego względy, bowiem z opieką nad Patem związana jest pokaźna roczna renta) oraz nieco ironiczna "Penelope i jej teorie" o znawczyni dziecięcej psychologii, która musi teoretyczne wiadomości wykorzystać w praktyce opiekując się dwoma ośmioletnimi chłopcami.

Ma ta książka jeszcze jeden mankament, a mianowicie polskie tłumaczenie imion własnych. Wydawało mi się, że z racji kilkukrotnego przeczytania całego cyklu znam głównych bohaterów. Tymczasem okazuje się, że nie do końca - dobrą chwilę zastanawiałam się "Kim u licha jest Kuba Blythe???". I dopiero po dłuższym namyśle dotarło do mnie, że przecież najstarszy syn Ani nosił imię Jakub. Aczkolwiek we wszystkich innych książkach chłopiec występuje jako Jim. Pewnie dla równowagi Rozalia Meredith w tym tomie nosi imię Rosamund, zaś narzeczonym Rilli jest Keneth Ford (wolałam go jednakowoż jako Krzysia). Może nie mam racji, ale wydaje mi się, że jeżeli się tłumaczy kolejny tom z cyklu to wypadałoby zostawić imiona, nazwy geograficzne i inne nazwy własne w takiej formie do jakiej czytelnik przywykł w poprzednich częściach.  

Cóż, trochę rozczarowała mnie ta książka. Blythe'owie występują w niej jako tło (jeśli nie liczyć wspomnianych wcześniej sesji poetyckich), najczęściej chyba pojawia się Gilbert, zaś Ania przywoływana jest w rozmowach lub przemyśleniach bohaterów jak swoisty punkt odniesienia - "Co też powiedziałaby o tym pani doktorowa?". Może wybrzydzam i jestem niesprawiedliwa dla autorki, ale mam wrażenie, jakby ta książka nie była pisana z potrzeby serca, a tylko dla jakiegoś doraźnego zysku.

Bo przecież Ania Shirley-Blythe to uznana marka i jej wielbiciele wszystko kupią.
Jak widać nie wszyscy...

5 komentarzy:

  1. A czytałaś może "Drogę do Zielonego Wzgórza"? Jest to powieść innej autorki i opowiada o wcześniejszej młodości Ani, zanim dotarła na Zielone Wzgórze. Uwielbiam tę książkę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak właśnie zastanawiałam się czy ta najnowsza książka dorówna ich poprzedniczkom, szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś przeglądałam w księgarni jakieś współczesne wydanie "Ani" (chyba właśnie nakładem Wydawnictwa Literackiego, ale mogę się mylić) i tam we wstępie zapowiadali, że to nowe, lepsze tłumaczenie, wierniejsze oryginałowi, który w rzeczywistości nie był tak sentymentalny itd. Nie czytałam "Ani" w oryginale, ani tym bardziej nowego tłumaczenia, ale nie wierzę, by mi się spodobało. Ani mnie, ani nikomu, kto czytał stare wydania. Już same tłumaczenia "Ań", to klasyka. Nawet filmy w polskiej wersji były przekładane w oparciu o nie.

    Ale do czego zmierzam, tłumaczenie imion w tych starych wydaniach jest dość swobodne. Podejrzewam, że w nowym są już wierne oryginałowi. Jeśli to faktycznie to samo wydawnictwo (a prawie na pewno tak), to oni po prostu, i w sumie logicznie, pozostali wierni swojej wersji książek. Choć tak z drugiej strony, to ze względu na duże rozpowszechnienie starych edycji, mogli w jakichś przypisach zapisać, które imiona i nazwy własne inaczej przetłumaczyli. Choćby z szacunku dla czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem bardzo ciekawa najnowszego tłumaczenia Pawła Beręsewicza, o którym dużo dobrego słyszałam, a i pod względem graficznym jest to wydanie warte bliższej znajomości. Jestem przywiązana do klasycznego polskiego wydania z Naszej Księgarni, ale dopuszczam myśl, że nowe tłumaczenie może być równie dobre, nawet jeśli inne, no i może wreszcie naprawi te imienne potknięcia. Właśnie przez nie nie moge czytac oryginału, bo mnie strzyka na widok imienia Rachel przy pani Linde ;)

      Usuń