wtorek, 12 listopada 2013

Ucho od śledzia - Hanna Ożogowska




„Cud+miód+ryba+kit=ucho od śledzia”

Jedno mieszkanie w zrujnowanej warszawskiej kamienicy i tłum lokatorów. „Co pokój, to inne przedstawienie, inni aktorzy i tyle nowych obserwacji”: państwo Szafrańcowie, niegdysiejsi właściciele całego domu i obszernego apartamentu, w którym po wojnie mocno się zagęściło; pani Tołłoczko, nauczycielka ze zszarpanymi nerwami; pani Aniela, pielęgniarka z jamnikiem; monter Czernik, kawaler i ceniony fachowiec; państwo Piotrowscy z dwoma synami i maszyną do szycia. Na małej powierzchni nietrudno nadepnąć komuś na odcisk, w rozdrażnieniu rzucić złym słowem, urazić cudze uczucia. Mimo to ten kołchoz nie jest gniazdem wściekłych os, chociaż i rajem bywa rzadko. W gruncie rzeczy jednak lokatorzy są sobie bliscy; łączą ich wspólne przeżycia trudnych powojennych lat, zżyli się, znają swoje problemy i starają się sobie nawzajem pomagać. Wypracowali stan chwiejnej równowagi, która zazwyczaj pomaga im przetrwać wśród codziennych kłopotów. Do czasu, aż w mieszkaniu pojawia się dwoje nowych małoletnich lokatorów.

Agnieszka, daleka krewna nauczycielki, nie wytrzymała u swoich dotychczasowych opiekunów, którzy pomiatali sierotą. Michał, siostrzeniec Czernika, z kolei został oddany pod opiekę wuja, bo nie znosił swojego ojczyma. Dziewczynka szybko wtapia się w małą społeczność: grzeczna, uczynna, skora do pomocy, nikomu nie wadzi. Z Michałem za to nieustannie są jakieś afery: jęzor ma paskudny, zawsze coś przygada albo odpyskuje, a sianie zamętu wydaje się go bawić. Na dodatek pomysły ma iście elektronowe, Warszawę zna lepiej niż mieszkający w niej od urodzenia Witek Piotrowski, a w szkole nie daje sobie w kaszę dmuchać. Trzeba będzie paru bolesnych przejść, by dotarło do niego, że z ludźmi lepiej żyć dobrze, a życzliwych i przyjaciół trzeba cenić.


Jak przystało na bardzo dobrą powieść (bezapelacyjnie moja ulubiona książka Hanny Ożogowskiej) mamy tu a) dużo humoru, b) sporo awantur – i w sensie domowych zadrażnień, i burzliwych wypadków (wyniesienie kolekcji etykiet zapałczanych naklejonych na drzwiach od szafy! wybuch gazowego piecyka!), c) psychologicznych obserwacji i życiowych problemów, d) detali obyczajowych i e) podjęty wprost, a nie ogródkami, problem przemocy domowej i jej wpływu na charakter i rozwój dziecka (a konkretnie Michała, dla którego wyjazd do Warszawy ma być ratunkiem przed ostatecznym upadkiem: porzuceniem szkoły, bijatykami i awanturami z ojczymem). Do tego f) kształtowanie się przyjaźni i praca nad własnym charakterem. Ze smaczków z epoki mamy walkę z chuligaństwem i czyny społeczne, trudności mieszkaniowe i mały traktacik o modzie męskiej, do tego odrobinkę dydaktycznego smrodku: pochwałę kursów dokształcających czy umoralniające kwestie, którymi dorośli raczą młodzież (plus wychowawcze lanie spuszczane za grubsze przewinienia). Punkty od a do f, a także bonusy, składają się na całość barwną i zaskakująco świeżą; tylko odzywki Michała ciut zalatują naftaliną (chociaż mam wrażenie, że jego koronne „ucho od śledzia” trzyma się dobrze, a i „cud-miód-ryba-kit” da się czasem usłyszeć, co prawda raczej od tych, którzy się na Ożogowskiej wychowywali), nie jest to jednak woń odstraszająca i szybko przestaje się ją czuć. 

Hanna Ożogowska, Ucho od śledzia, Zielona Sowa 2002.

poniedziałek, 4 listopada 2013

TYDZIEŃ Z LITERATURĄ DZIECIĘCĄ I MŁODZIEŻOWĄ „Nowe przygody Bolka i Lolka. Urodziny”


Wydawnictwo: Znak
data wydania: 7 listopad 2013r.
oprawa: twarada
liczba stron: 224






Jesienią 1963 roku w Bielsku-Białej zrealizowano pierwszy odcinek najsłynniejszejpolskiej kreskówki o przygodach Bolka i Lolka. Wynika z tego, że chłopcy obchodzą 50. urodziny. Nie ma chyba dorosłej osoby, która nie patrzyłaby na niesfornych braci z sentymentem. Podbili oni serca milionów Polaków. Z okazji urodzin znani polscy pisarze: Marcin Wicha, Wojciech Bonowicz, Rafał Kosik, Anna Onichimowska, Bronisław Maj, Jerzy Illg oraz Leszek Talko napisali opowiadania o przygodach Bolka i Lolka.

Chłopcy w wersji animowanej  przeżywali przygody związane z bohaterami książek dla dzieci i młodzieży. W pierwszym odcinku pt. "Kusza", w reżyserii Władysława Nehrebeckiego, wcielają się w postać Wilhelma Tella. W 1973 twórcy filmu wprowadzili na życzenie żeńskiej części widowni nową postać – Tolę. Wszystkie bajki z Bolkiem i Lolkiem powstały w Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Przez 23 lata (1963–1986) nakręcono ponad 150 odcinków w 10 seriach oraz dwa filmy pełnometrażowe. Tyle historii - teraz skupmy się na książkowej wersji.

Chłopcy w wersji papierowej są już unowocześnieni. Oglądają telewizję, grają na laptopie, używają dyktafonu i o zgrozo - jedzą chipsy! Zamiast Toli - występuje Zuzia. Niby szczegół, ale jednak robi różnicę. Nie czytają więc książek i nie chcą wcielać się w bohaterów książkowych - pragną polecieć na Marsa i wziąć udział w telewizyjnym show. Nie marzą o tym, aby zostać kowbojami, rycerzami czy Robinsonem. A to już robi wielką różnicę. Pomysł z wydaniem książki  jak najbardziej trafny, gorzej z wykonaniem. O wiele bardziej wolę Bolka i Lolka w wersji animowanej, takiej jeszcze bez dialogów niż chłopców kłócących się o pilota do telewizora. Choć rozumiem, że ta wersja miała trafić do współczesnego odbiorcy, takiego, którego właśnie główną rozrywką jest oglądnie telewizji czy granie w gry komputerowe. Na szczęście całość rekompensuje wydanie, bo jak na urodzinową wersję przystało, jest przepięknie edytorsko przemyślane. Twarda oprawa, szycie, pozłacane litery na okładce i oczywiście cudowne ilustracje – takie jak w kreskówkach sprzed pięćdziesięciu lat. Można jedynie żałować, że Bolek i Lolek nie mają godnych sobie następców, a kino animowanie w Polsce praktycznie nie istnieje. Teraz to jeszcze półbiedy, kiedy to dziadkowie i rodzice pamiętają o takich postaciach. Gorzej za parę lat, bo jakie postacie nasze dzieci będą darzyć sentymentem?


Więcej o akcji  TYDZIEŃ Z LITERATURĄ DZIECIĘCĄ I MŁODZIEŻOWĄ  TU [KLIK]