niedziela, 29 kwietnia 2012

Kochany wrogu - Jean Webster


Co za fantastyczna książka! I jaka tam klasyka dziecięca! Każdy dorosły czytelnik powinien być usatysfakcjonowany. Młody zapewne też, ale bohaterka jest już dorosłą kobietą, a i z problemami poważnymi się boryka, żadne tam koci łapci.

Pisałam już o Jean Webster przy okazji wpisu o "Patty" oraz "Patty i Priscilli". Anek7 z kolei pisała o "Tajemniczym opiekunie" i "Kochanym wrogu". Jej wpis przypomniał mi, że choć "Tajemniczego opiekuna" znam doskonale, to na "Kochanego wroga" nigdy się nie natknęłam. Nic dziwnego zresztą, bo z tajemniczych przyczyn wznowień brak, a zdobycie starego wydanie jest prawie niemożliwe. Na szczęście znalazłam audiobooka, ładnie przeczytanego, a w odwodzie miałam jeszcze oryginał w postaci ebooka (ze strony Projektu Gutenberg), ale o nim później.

Urocza książka, której wysłuchałam z niekłamaną przyjemnością i satysfakcją. Dla nieznających "Tajemniczego opiekuna" (są tacy? wstyd!) wyjaśniam, że bohaterką tegoż była panna Agata Abbot, sierota z Domu Wychowawczego im. Johna Griera. Jeden z opiekunów Domu zafundował jej naukę w collegu, i pozostając incognito, zażyczył sobie, by dziewczyna zdawała mu relację w listach. Powieść ma postać epistolarną - czytaj, cała składa się z listów Agaty. "Kochany wrogu" rozgrywa się w kilka lat później. Agata szczęśliwie wyszła za swego dobroczyńcę i wraz z mężem postanawia zreformować Dom Wychowawczy im. Johna Griera. Na kierowniczkę wybierają dawną koleżankę Agaty ze szkoły, Sally McBride, obrotną młodą damę o rudych włosach i domieszce krwi irlandzkiej. Sally przekształca sierociniec w nowoczesną placówkę z zapałem i talentem, jednocześnie uważa się jednak - przynajmniej początkowo - za osobę nie całkiem na właściwym stanowisku, bo pochodzi z zamożnej rodziny i dotąd wiodła życie dalekie od trosk. Jej zdanie podziela jej narzeczony, obiecujący polityk imieniem Gordon. Jak się Sally spełni w roli "matki" dla ponad setki sierotek? Powieść ponownie ma postać listów, tym razem autorstwa Sally, a kierowanych do Agaty, Gordona oraz "sierocińcowego" lekarza, Robina MacRae, tytułowego "wroga".

Powieść nie nudzi ani przez chwilę, dzieje się wiele, zarówno na gruncie sierocińcowym, jak i prywatnym. Bywa zabawnie, bywa poważnie, romantycznie i strasznie. Reformy wprowadzane w domu opiekuńczym są oparte na zdrowym rozsądku i chociaż książka powstała prawie 100 lat temu, nadal pozostają aktualne. Choć niektóre opinie, dotyczące dzieci umysłowo chorych, niepełnosprawnych, obciążonych genetycznie alkoholizmem lub po prostu mniej bystrych mogłyby być obecnie uważane za krzywdzące, uważam, że jest w nich sporo racji.

Zerknęłam także do oryginalnego ebooka (szczerze mówiąc, po wysłuchaniu audiobooka, zresztą bardzo dobrego - czytająca, której nazwiska w tym momencie nie mogę sobie przypomnieć, była idealną Sally - mam ochotę przeczytać książkę po raz drugi) i doznałam lekkiego szoku. Okazało się bowiem, że Agata Abbot w oryginale miała na imię Jerusha i dość długo się nim posługiwała, dopóki  nie zmieniła go na... Judy. Skąd się ta Agata wzięła w polskim tłumaczeniu? Gdyby chociaż Judyta, mogłabym to uznać za spolszczenie... Niezbadane są pomysły tłumaczy.

Polecam wszystkim bardzo gorąco.

środa, 25 kwietnia 2012

Rodzina Austinów - Madeleine l'Engle

Ilustracja autorstwa Taeeun Yoo do "Rodziny Austinów"
Madeleine l'Engle nie jest chyba w Polsce zbyt znaną pisarka - a szkoda. Część jej licznego dorobku została przetłumaczona - niestety niewielka. Z cyklu o rodzinie Austinów, który liczy 8 części, przetłumaczono 4 (jeśli się mylę, proszę o sprostowanie). Cykl powstawał przez 30 lat - pierwsze 3 książki w latach 60., kolejne 3 w latach 80. i ostatnie 2 w latach 90. Do tej pory miałam okazję przeczytać jedynie część pierwszą "Rodzina Austinów" (Meet the Austins), ale nie tracę nadziei na więcej.

"Rodzina Austinów" to urocza ciepła książka, choć zaczyna się nietypowo, bo od tragedii. Przyjaciel rodziny, z zawodu pilot doświadczalny, ginie w katastrofie lotniczej. Drugi pilot, także ofiara tej katastrofy, osieraca mała córeczkę - Maggy - która wkrótce trafia pod opiekę rodziny Austinów. Ale to nie będzie opowieść o biednej słodkiej sierotce, która leczy złamane serduszko w kochającym domu. Owszem, dom Austinów jest z gatunku kochających, ale Maggy to głośna, irytująca i rozpuszczona pannica, która przewraca życie opiekunów do góry nogami.

Rodzina Austinów składa się z rodziców - muzykalnej matki i ojca lekarza - oraz czworga dzieci - nastoletniego Johna, 12-letniej Vicky, 9-letniej Suzy i małego Roba. Vicky, która jest narratorką powieści, opisuje życie rodziny w amerykańskim domu lat 60., na które składa się wiele radości, ale i wiele dramatów. Szczególnie urzekła mnie opowieść o pewnej dobie, kiedy dom został odcięty od świata przez potężną śnieżycę, która uśmierciła także dopływ wody i ogrzewania. Drugi zachwycający fragment to wizyta u dziadka, emerytowanego pastora, który mieszka na małej wyspie w elegancko urządzonej.... stajni.

Cudowna, słodko-gorzka, mądra książka o rodzinie, do której chciałoby się należeć. Polecam dużym i małym.

PS. Podobno powieść była początkowo odrzucana przez wydawców, ponieważ zaczyna się od śmierci.




środa, 4 kwietnia 2012

Ben Hur - Lewis Wallace

Na początek pytanie filmowe będzie - który film otrzymał najwięcej statuetek Oscara? Od razu powiem, że tych statuetek było aż 11.
Okazuje się, że takich filmów było w historii tej nagrody aż trzy - "Władca Pierścieni. Powrót króla" w 2003, "Titanic" w 1997 oraz "Ben Hur" w 1959 roku. O ile dwa pierwsze filmy są dosyć rozpoznawalne nawet przez młode pokolenie o tyle "Ben Hur" pokrył się już kurzem zapomnienia, a szkoda, bo chociaż to hollywodzka superprodukcja to naprawdę piękny film. No może trochę długi, bo ponad 3 godziny, ale mijają one nie wiadomo kiedy.
Coraz mniej osób wie również, że film jest ekranizacją powieści pod tym samym tytułem, którą w 1880 roku wydał Lewis Wallace. Książka niemal natychmiast stała się światowym bestsellerem - dla przykładu pierwsze polskie wydanie ujrzało światło dzienne w 1889 roku.

Autor był amerykańskim wojskowym i dyplomatą. Brał udział w wojnie meksykańskiej oraz wojnie secesyjnej po stronie Unii, wsławił się obroną Waszyngtonu przed wojskami Konfederacji, za co otrzymał stopień generała. Jeśli chodzi o karierę dyplomatyczną to był gubernatorem stanu Nowy Meksyk w latach 1878 - 81, a przez jakiś czas piastował urząd  ministra pełnomocnego rządu Stanów Zjednoczonych w Turcji na dworze sułtana Abd-ul-Hamida II.  
Jednak to nie zasługi wojenne ani nie działalność polityczna utrwaliły jego imię a historyczna powieść z czasów Jezusa Chrystusa. Początkowo planował Wallace napisać nowelkę o trzech mędrcach spieszących do betlejemskiego żłóbka (stanowi ona ostatecznie prolog całej historii)  ale pod wpływem byłego towarzysza broni, agnostyka i krytyka religii Roberta G. Ingersolla zdecydował się rozbudować dzieło do rozmiarów powieści, ukazać w nim zasady religii katolickiej oraz udowodnić tezę o historyczności Jezusa.

Bohaterem książki jest młody Żyd - Juda Ben Hur. Pochodzi z jednej z najznamienitszych i najbogatszych rodzin Jerozolimy, przyjaźni się z młodym Rzymianinem Messalą, prowadzi rozliczne interesy handlowe i nie ma większych trosk. Niestety los w jednej chwili niweczy spokój rodziny - na skutek nieszczęśliwego przypadku Juda zostaje oskarżony o zamach na namiestnika Judei i skazany na galery, matka i siostra trafiają do więzienia a cały majątek ulega konfiskacie - kluczową rolę odgrywa tu Messala. 
Młodzieńcowi udaje się przeżyć na galerach, co więcej w czasie bitwy ratuje życie dowodzącemu flotą konsulowi, który w dowód wdzięczności adoptuje go i czyni swoim spadkobiercą.
Juda przez cały czas żyje myślą o zemście na swoich prześladowcach, pragnie również odnaleźć matkę i siostrę...

"Ben Hur" to powieść którą trudno podciągnąć pod jakiś jeden gatunek. Szybka akcja, nieco czarno-biali bohaterowie wskazywaliby na powieść przygodową, liczne opisy życia codziennego, zwyczajów, zajęć i rozrywek ówczesnych ludzi stawiają powieść Wallace'a wśród książek obyczajowych zaś obecność wątków teologicznych, rozważania nad judaizmem, liczne nawiązania do nauki Chrystusa, wreszcie opis jego ostatnich chwil sugerują, że może to być literatura religijna. Jeżeli dodać do tego pojawiające się wątki uczuciowe, bo i takich w powieści nie brakuje, to mamy przekrój przez wszystkie gatunki literackie. I chyba to przede wszystkim stanowi o pięknie i wszechstronności tej książki. Bo tak naprawdę to powieść dla każdego niezależnie od wyznawanego światopoglądu.

Dla porządku dodam, że na naszym rynku istnieją dwie wersje tej powieści - cały tekst i wersja skrócona, z której wycięto sporo opisów jak również część rozważań na tle religijnym. Nie mnie sądzić czy wydawca miał prawo robić cięcia na tekście Wallace'a - osobiście czytałam pełną wersję i tę mogę polecić. I jeszcze jedno - jeśli ktoś oglądał film a dopiero pod wpływem mojej recenzji zapłonie (ha!ha!ha!) chęcią poznania literackiego pierwowzoru niech się przygotuje na spore zaskoczenie - filmowcy z jakichś sobie tylko znanych powodów pominęli w ekranizacji jedną z kluczowych postaci występujących w książce i losy bohaterów troszkę inaczej się w związku z tym toczą - aczkolwiek zakończenie jest takie samo;)

Na koniec kadr z filmu z 1959 roku, gdzie tytułową rolę grał Charlton Heston. Scena przedstawia wyścig rydwanów, który zamienia się w pojedynek pomiędzy Judą (biały zaprzęg) a Messalą (zaprzęg czarny). Jest to jedna z najdłuższych (jeśli nie najdłuższa) scen w historii kina - trwa 13 minut.



niedziela, 1 kwietnia 2012

Kapitan Fracasse - Teofil Gautier

Teofil Gautier przyszedł na świat w 1811 roku w Tarbes. Był francuskim pisarzem, poetą i dramaturgiem, zajmował się również krytyką literacką i teatralną. Był jednym z propagatorów hasła "sztuka dla sztuki" uważając, że najważniejsza w dziele jest jego artyzm, doskonałość formy a inne wartości, chociażby poznawcze czy polityczne są drugorzędne. Był romantykiem, chociaż w jego utworach mało było niesamowitości, tak charakterystycznej dla tego stylu literackiego. Jest autorem opowiadań fantastycznych, kilku powieści oraz libretta do baletu "Giselle".
Zmarł w 1872 roku, pochowany jest na cmentarzu Montrmarte w Paryżu. Jako ciekawostkę można podać fakt, że pomnik na jego grobie stworzył polski rzeźbiarz Cyprian Godebski.

Najbardziej chyba znanym utworem tego pisarza jest powieść przygodowa "Kapitan Fracasse". Bohaterem tej historii jest zubożały szlachcic baron de Sigognac. Pewnego jesiennego wieczoru do jego zrujnowanego zamku trafia trupa aktorów. Młody człowiek żyje w ogromnym ubóstwie - całe jego domostwo stanowi on sam, wierny służący, stary kot imieniem Belzebub i koń, tak samo zabiedzony jak jego pan. 
Przybycie aktorów wyrywa Sigognaca z życiowego marazmu. Pod wpływem urody jednej z aktorek, młodziutkiej Izabeli postanawia zostawić swoje niewielkie włości i udać się w podróż z wędrownymi artystami. Aby nie jeść za darmo chleba Sigognac proponuje swoją pomoc przy doborze repertuaru - posiadając niejakie wykształcenie i znajomość literatury ma zająć się dopasowywaniem istniejących sztuk do możliwości zespołu teatralnego z którym podróżuje. Początkowo wszystko idzie w miarę dobrze, jednak pewnej zimowej mroźnej nocy ma miejsce tragiczny wypadek - zamarza Matamore, jeden z członków trupy. Grał on charakterystyczną rolę żołnierza - samochwała, jedną z najpopularniejszych postaci commedia dell'arte. Bez niego przyszłość zespołu jawi się w czarnych barwach.
Sigognac postanawia odwdzięczyć się aktorom za ich przyjaźń i pod pseudonimem Kapitana Fracasse rozpoczyna swoją teatralną karierę. Coraz większym uczuciem darzy też piękną Izabelę...

"Kapitan Fracasse" to powieść przygodowo-awanturnicza. Są w niej pojedynki, porwania, nagłe zwroty akcji i niesamowite zbiegi okoliczności. Może dzisiaj nieco razić ckliwością i przewidywalnością jeśli chodzi o zakończenie, ale kiedy czytałam ją po raz pierwszy jako nastolatka byłam zachwycona. Autor ma bardzo klarowny styl, postacie, szczególnie te drugoplanowe, nie są jednowymiarowe a nawet najczarniejszy charakter potrafi się zmienić - piękna romantyczna i trzymająca w napięciu bajka.
W 1961 roku we Francji powstała ekranizacja tej powieści z najpopularniejszym wówczas aktorem kina francuskiego Jeanem Maraisem w roli Sigognaca oraz Genovieve Grad jako Izabelą (aktorka polskiej publiczności bardziej znana jest jako Nicole Cruchot, córka głównego bohatera cyklu filmów o żandarmie z St. Tropez). 

Jeżeli komuś podobali się "Trzej muszkieterowie" to i "Kapitan Fracasse" również powinien zyskać ich uznanie:)

Sigognac i Izabela w wersji kinowej

Dama Kier

 
Autor: Maria Ewa Letki
Tytuł: "Dama Kier"
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Ocena:
Kto teraz chce zakładać rodziny wielodzietne? Kto ma na to czas, pieniądze? Jak wielu ludzi uważa, że dużo dzieci to dużo kłopotów i nic więcej? Ale, ale! Przecież  są domy, w których dziecięcy śmiech i gwar prawie nigdy nie ustaje, a domownicy są o wiele weselsi od tych, którzy nie posiadają tego błogosławieństwa i nie mają gromadki maluchów! Chcecie poznać taki dom? Zapraszam do rodziny Pierkowsko-Sowińskiej!

Maria Ewa Letki jest autorką bajek, baśni i realistycznej prozy i opowiadań dla starszych i młodszych dzieci. Otrzymała wiele nagród literackich, także we Francji. W grudniu 2009 Maria Ewa Letki została uhonorowana medalem Polskiej Sekcji IBBY za całokształt twórczości.

Pukamy do drzwi, a już od progu wita nas szczekanie przedziwnej suczki – Mniamni, która oprócz odgłosów wydawanych przez normalnego psa, potrafi powiedzieć ‘mniam’ gdy coś jej smakuje. Drzwi otwiera nam babcia Pieczarkowska, a za nią stoi mała Kasia, która uśmiecha się łobuzersko. Już za chwilę zbiera się cała rodzina – mama Sowińska, z łyżką w dłoni, bo właśnie gotowała obiad, dziadek Pieczarkowski, Marysia – czternastolatka z jasną cerą, długą szyją i jasnymi włosami, zwana żartobliwie Białą Gęsią, tato Sowiński, a za chwile przydrepcze mały Tomek, trochę naburmuszony, ale jego siostry zaraz przywrócą mu uśmiech na twarz.

Poznaliśmy bohaterów, teraz możemy usiąść do stołu. Jest jeszcze ranek, dzieci przekrzykują się i śmieją. Opowiadają babci swoje sny, a ona tłumaczy im je. Babcia jest w tym świetna, ale nie tylko – potrafi jeszcze postawić kabałę, przepowiedzieć przyszłość i wywróżyć z tarota. Ostatnio dziwnym trafem, wszystkim członkom rodziny karty przepowiedziały, że przyjdzie do ich domu jakaś Dama Kier, czyli uboga kobieta. Już wkrótce puka do ich drzwi pani Krysia – nikt wcześniej jej nie znał i nikt o niej wcześniej nie słyszał. Ale czy to jest właśnie ta wywróżona pani? I jak zmieni się życie rodziny Pieczarkowsko-Sowińskich po jej przybyciu?


Rodzina – jest najważniejsza w życiu każdego człowieka. Ludzie, którzy nie mają domu rodzinnego, pełnego ciepła i miłości o wiele różnią się od tych szczęśliwców, którzy swój czas spędzają z ogromną rodzinką. I choć może czasami wydaje się, że nas przytłacza i choć każdy przecież żyje swoim życiem, to każdy w końcu zatęskni za beztroskim czasem spędzonym z najbliższymi, kiedy smutki i troski idą w niepamięć. O prawdziwej wielodzietnej rodzinie opowiada książka „Dama Kier” autorstwa Marii Ewy Letki.

Może się Wam zdawać, że ta książka nakłania do wiary w karty i w sny, ale nic bardziej mylnego, autorka wyśmiewa się z tego i pokazuje, że nie zawsze warto wierzyć w to co powie nam wróżka. Pokazuje, że najważniejsze jest to kim jesteśmy i że powinniśmy cieszyć się z każdego dnia, bo każdy dzień jest wyjątkowy i jedyny.

W książce jest mnóstwo humoru. Często śmiałam się na cały głos, ponieważ wiele sytuacji jest zabawnych i okropnie śmiesznych. Książka pani Marii napawa nadzieją, że wszystko będzie dobrze i że każdy miewa gorsze dni. Jest w niej dużo ciepła i miłości, która wręcz emanuje od niej na odległość. Autorka ma ciekawy, bardzo lekki styl pisania, a także pomysł na powieść jest bardzo niebanalny i interesujący. Książkę czyta się bardzo szybko, ponieważ liczy sobie tylko niecałe dwieście stron, a litery są dość duże. Jedyny minus jest taki, że „Dama Kier” nie posiada rozdziałów. To strasznie denerwujące, bo nie ma takiej przedziałki między wydarzeniami, nie ma tego uczucia, że czytam do skończenia tego rozdziału.

Maria Ewa Letki wykonała dobrą robotę. Jej powieść „Dama Kier” jest godna polecenia nie tylko dla tych młodszych czytelników, którym na pewno przypadnie do gustu, ale także tym starszym, bo styl pisania wcale nie jest dziecięcy. Warto ją poznać, żeby przypomnieć sobie wartości wpajane nam przez rodziców w dzieciństwie – że nie warto przejmować się smutkami i że bycie uczciwym, miłym i lojalnym opłaca się. Polecam ją wszystkim, którzy mają ochotę na coś lekkiego, bo książka nie jest literaturą ambitną, lecz bardzo lekką, idealną na niedzielne popołudnie ;)

5/6
7,5/10

Recenzja również na moim blogu papierowyazyl.blogspot.com