wtorek, 27 marca 2012

Leśna Boginka - Frances Hodgson Burnett

 

Na autobiografię, a dokładniej wspomnienia z dzieciństwa Frances Hodgson Burnett, autorki "Małej księżniczki" i "Tajemniczego ogrodu" trafiłam całkowitym przypadkiem. Myślałam, że "The One I Knew the Best of All" w ogóle nie zostało przetłumaczone - okazało się, że owszem, ale pod tytułem, który mi się wcale nie kojarzył, jako "Leśna Boginka". Uzasadnienie dla takiego tytułu w tekście występuje, ale moim zdaniem jest on mylący, spodziewałabym się raczej jakiejś baśni.


"Leśna boginka" rozpoczyna się jednym z najwcześniejszych wspomnień małej Frances - narodzinami jej niespełna trzy lata młodszej siostrzyczki, Edith. Poznajemy dziewczynkę oczyma dojrzałej, około 50-letniej pisarki, która opisuje małą-siebie w trzeciej osobie, jako Osóbkę. Dzięki temu "Leśna boginka" bardziej przypomina opowieść o pewnej małej dziewczynce niż wspomnienia. Książka kończy się wydaniem w magazynie pierwszego opowiadania, kiedy pisarka miała ok. 19 lat.

Frances Eliza była środkowym dzieckiem, miała dwóch starszych braci i dwie młodsze siostry. Kiedy matka była w ciąży z ostatnią córką, Edwiną, ojciec nagle zmarł i sytuacja finansowa rodziny znacznie się pogorszyła. Pierwsze wspomnienia pisarki wiążą się z robotniczą Anglią - choć rodzina należała do wyższej klasy. Mamy tu ciasną zabudowę, podglądane przez okna robotnicze rodziny, osiadającą wszędzie (także na ubraniach  i twarzach) sadzę, tęsknotę za zielenią. Pojawiają się pierwsze doświadczenia literackie - nauka czytania, zachwyt nad powieściami, wymyślone historie snute przed przyjaciółkami, wreszcie własne próby literackie. Jest też sporo obrazków obyczajowych - spacerujące nianie, angielskie niedziele z wyprawami do kościoła, prowadzona przez dwie młode panny szkoła - oraz poruszających wspomnień, np. pierwsze zetknięcia ze śmiercią.

To, co mnie zaskoczyło, to że Frances Hodgson (później z męża Burnett) większość życia mieszkała w Ameryce. Jej książki wydawały mi się zawsze tak angielskie, że nie mogłam w to niemal uwierzyć. Rodzina Hodgsonów przeniosła się do Stanów Zjednoczonych wkrótce po zakończeniu wojny secesyjnej, kiedy Frances miała 16 lat. Do Anglii wróciła jako znana pisarka, w okolicach 50 roku życia. W Anglii powstał dopiero "Tajemniczy ogród" - inspirowany zresztą prawdziwym ogrodem w Great Maytham Hall - a "Małą księżniczkę" wydano tam jako książkę - wcześniej była publikowana w odcinkach w gazecie jako "Sara Crewe lub Co się zdarzyło na pensji panny Minchin". Z ciekawostek - początkowo Frances pisała dla dorosłych. Pierwsze utwory dla dzieci powstały po spotkaniu z Louise May Alcott, autorką "Małych kobietek" oraz z redaktorką pewnego czasopisma dla dzieci.


"Leśna boginka" - ciepła i urocza historia - została zadedykowana zmarłemu w wieku 16 lat synowi pisarki, Lionelowi.

Leśna Boginka / The One Knew The Best of All
Frances Hodgson Burnett
wydanie oryginalne - 1893
wydanie polskie - Nasza Księgarnia 1996

czwartek, 22 marca 2012

Złota Jabłoń - Noel Streatfeild



Kolejna urocza książka Noel Streatfeild, autorki "Zaczarowanych baletek". Co za szkoda, że z bogatego dorobku pisarki przetłumaczono na polski tylko te dwie powieści.

Tytułowa Złota Jabłoń to nazwa domu utalentowanej rodziny Foremów. Ojciec jest muzykiem, mama maluje, a z czwórki dzieci starszy z synów, Sebastian, okazuje się geniuszem skrzypiec. Odkryty talent Sebastiana wywraca życie rodziny do góry nogami. Konieczne jest zapewnienie mu najlepszych nauczycieli, chłopiec szybko zaczyna też koncertować jako cudowne dziecko. Rodzina sprzedaje dom i zaczyna podróżować po całym świecie, co jest przyjemne... ale do czasu. Trójka pozostałych dzieci - Myra, Wolfgang i Ethel - zaczynają wkrótce mieć dosyć bycia przerzucanym z miejsca na miejsce jak "paczki" i marzą o osiedleniu się. Kiedy Wolfi zostaje zaangażowany do filmu, a Ethel zaczyna przejawiać wielkie zdolności baletowe, najstarsza Myra z pomocą dziadków postanawia wdrożyć w życie "projekt dom".

"Złota Jabłoń" została napisana prawie 30 lat po "Zaczarowanych baletkach" - rozgrywa się więc w okolicach przełomu lat 50. i 60., kiedy telewizja i loty samolotem stają się powszechne. Można znaleźć jednak nawiązania do "Zaczarowanych baletek", które działy się w okresie międzywojennym - Pusia Fossil jest w "Złotej Jabłoni" wspominana jako wielka tancerka, która w dzieciństwie chodziła do szkoły, do której teraz uczęszcza Ethel.

Powieść jest bardzo ciekawa, doskonale opisuje dziecięce środowisko artystyczne - znane pisarce z autopsji. Jest też pełna ciepłej atmosfery, która przyciąga czytelnika i związuje go z bohaterami. Wspaniale mi się czytało, a raczej słuchało - bo poznałam książkę w postaci audiobooka. Czytająca Joanna Jędryka niestety chwilami mnie drażniła - bardzo mocno wczuwała się w tekst, odgrywając go, co często sprawiało, że akcentowała zdania w dziwaczny sposób. Treść jednak wynagrodziła te niedogodności.

Gorąco polecam powieści Noel Streatfeild i dorosłym, i dzieciom.

Noel Streatfeild
Złota jabłoń
Apple bough (1962)
Rytm 2004

wtorek, 20 marca 2012

Czerwona szopa - Ota Hofman



Mała i dziwna czeska książeczka. Dziwna, bo napisana językiem chaotycznym, chyba ciężkim w odbiorze dla dziecka, a do tego pełna uwag, które swą trafnością przemówią raczej do dorosłego czytelnika*. Książkę wydano podobno w 1971 r., natomiast w 1968 r. powstał film pod tym samym tytułem. Ponieważ autor, Ota Hofman, był zarazem scenarzystą filmowym, podejrzewam, że powieść napisana została na fali popularności filmu. Niestety ciężko znaleźć na ten temat informacje w języku polskim.


W lekko absurdalnym klimacie komunistycznej Czechosłowacji rozgrywa się opowieść o rodzinie, która właśnie zakupiła pierwszy w życiu samochód. To niezwykłe dobro całkiem odmienia ich życie, szybko zajmując miejsce najważniejszego członka rodziny, spychając na bok głównego bohatera, około 10-letniego chłopca. Podczas poszukiwań garażu dla auta rodzina natrafia na starą i zrujnowaną czerwoną szopę i jej zdziwaczałego właściciela, który marzy tylko o odłożeniu pieniędzy na własny pogrzeb. Przyjaźń między chłopcem a staruszkiem odmieni życie obojga.

Historia przyjaźni między zaniedbywanym emocjonalnie dzieckiem a zgorzkniałym starcem, a także melancholijny klimat przypomniały mi trochę niedawno czytaną powieść Szabo "Powiedzcie Zsofice". Polecam zainteresowanym literaturą czeską i stęsknionym za absurdami czasów komunizmu. Nie sądzę jednak, żeby książka miała szansę przemówić do współczesnego dziecka.

* Próbka cytatów:

"Przyjaciel był Anglikiem i skonstruował rozwijający 200 kilometrów wóz sportowy Mini, w którym ludzie zabijają się z poczuciem pełni szczęścia." (s. 15)

"Są rzeczy, które człowiek musi mieć koniecznie i natychmiast, jak na przykład dziesięć tomów "Historii powszechnej", kiedy je ojciec kupował, wiedział, że po prostu musi je mieć, były to opasłe tomiska i zajęły metr regałów, kiedyś je przeczytam od a do zet i stanę się lepszy i mądrzejszy, wystarczało jednak, że stały na półce, a człowiek był lepszy i mądrzejszy (...).
- Dwieście koron - powiedział antykwariusz, a ojciec skinął głową, chociaż te tomiska kosztowały tysiąc koron i nikt nigdy do nich nie zajrzał, koniecznie musimy mieć samochód, dzięki niemu będziemy lepsi i mądrzejsi, i szybsi (...)."  (s. 19)


Ota Hofman, Czerwona szopa / Cervena kulna, Nasza Księgarnia 1974.

niedziela, 18 marca 2012

Panienka z okienka - Deotyma

Książka o której chcę dzisiaj napisać, to jedna z tych lektur, które przeczytałam pod wpływem filmu, ponieważ najpierw zobaczyłam ekranizację, a dopiero później sięgnęłam po pierwowzór filmowego scenariusza. I do dzisiaj nie wiem która wersja  mi się bardziej podobała - jakby nie było, nie potrafię sobie wyobrazić Hedwigi, bohaterki "Panienki z okienka" inaczej jak z twarzą młodziutkiej Poli Raksy...
"Panienka z okienka", której autorką jest Jadwiga Łuszczewska ma podtytuł "Starodawny romansik" - może on i starodawny, ale czyta się go całkiem przyjemnie i dzisiaj.

Jadwiga Łuszczewska, bardziej znana jako Deotyma przyszła na świat w Warszawie w 1834 roku. Była córką Wacława Łuszczewskiego i Magdaleny z Żółtowskich - jej dziadek Edward Żółtowski był generałem w wojsku napoleońskim. Przyszła pisarka wychowywana była w duchu patriotyzmu, od najmłodszych lat miała kontakt z polską literaturą i historią. Rodzina wiele podróżowała - zarówno po ziemiach polskich, jak i po Europie. Matka dziewczynki prowadziła jeden z popularniejszych salonów w stolicy i tam też zadebiutowała jej nastoletnia córka - szybko zdobyła rozgłos jako niezrównana improwizatorka poezji.
Swoją popularność wykorzystywała ni tylko w salonie rodziców, zaangażowała się również w działalność patriotyczną, brała udział w manifestacjach poprzedzających wybuch powstania styczniowego, chociaż ostatecznie opowiedziała się za Aleksandrem Wielopolskim, który był przyjacielem jej rodziców. Po wybuchu powstania wraz z ojcem (został aresztowany po złożeniu przez niego tytułu carskiego szambelana) udała się na zesłanie z którego wrócili w 1865 roku. W niedługim czasie zmarli jej rodzice a ona sama zainaugurowała działalność własnego salonu literackiego, który przetrwał do pierwszych lat XX wieku. Zmarła w 1908 roku w Warszawie.

Łuszczewska zajmowała się głównie improwizacją poetycką - w czasie spotkań towarzyskich tworzyła na poczekaniu wiersze na zadany temat. Była nazywana polską Safoną - raz z powodu swojej poezji, a poza tym również na konto kostiumów w których występowała, a które stylizowane były na starogreckie stroje. Stało się to również przyczyną złośliwych wierszyków na cześć poetessy:
Deotyma się nadyma,
Zamiast kiecki ma strój grecki.
Miała równie tyle zwolenników co przeciwników - ci ostatni zarzucali jej zbytni patos, przeładowanie jej poezji ozdobnikami, które miały zatuszować miernotę wierszyków. Anonimowy złośliwiec napisał:
Smutno kiedy Deotyma
Na natchnienie się nadyma.
A tu obok cicho skomli
Tkliwy wierszyk Syrokomli"

I chociaż  poezja była największą dumą autorki to dla współczesnego czytelnika pozostaje ona autorką "Panienki z okienka".
Akcja książki toczy się w XVII-wiecznym Gdańsku. Kazimierz Korycki jest oficerem floty wojennej. Przypadkiem poznaje młodą mieszczkę Hedwigę, wychowanicę kupca Johannesa Szulca. Żona Szulca przygarnęła maleńką sierotkę, kiedy w czasie podróży do krewnych natrafiła na gromadkę dzieci odbitych z tatarskiego jasyru. Wtedy też zaginęła Krysia, mała siostrzyczka Kazimierza i młody człowiek ma nadzieję, że jeszcze kiedyś ją odnajdzie. Szybko upewnia się, że Hedwiga nie jest jego zaginioną siostra i nic nie stoi na przeszkodzie żeby młodzi zakochali się w sobie, jednak opiekun nie myśli oddać pięknej podopiecznej polskiemu szlachcicowi.
W książce mamy właściwie wszystkie atrybuty powieści płaszcza i szpady - tajne schadzki, ucieczki, porwanie, nieoczekiwane zwroty akcji i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Jest także pewien ukryty list - a co w nim takiego było można sie dowiedzieć po przeczytaniu utworu Deotymy.

Do "Panienki z okienka" wracam co jakiś czas, pomimo, że świetnie wiem jak potoczą się losy Hedwigi, Kazimierza, kupca Szulca czy jego sąsiadki pięknej pani Flory. Książka napisana jest pięknym językiem, akcja jest przemyślana, chociaż czasem trąci schematem - należy jednak pamiętać, że Deotyma pisała ją ponad 100 lat temu (po raz pierwszy wydano ją w 1898 roku) i wtedy bardzo korzystnie wyróżniała się na tle innych powieści dla młodzieży. To świetna powieść przygodowo-romantyczna, bez cienia dydaktyzmu tak na ów czas modnego w literaturze przeznaczonej dla młodego odbiorcy.

Małe kobietki - L.M. Alcott

Zdarzyło się kilkakrotnie, że o jakiejś książce dowiedziałam się przy lekturze czegoś innego - tak było z "Małymi kobietkami" Louisy May Alcott, które czytała Agata Abbot, bohaterka "Tajemniczego opiekuna".
Książkę, która w założeniu miała być lekturą dla dorastających panienek przeczytałam kilka lat temu jako osoba całkowicie dorosła - wcześniej nie mogłam jej nigdzie zdobyć. Przeczytałam książkę i polubiłam jej bohaterki. Jakoś niedługo potem obejrzałam ekranizację z 1994 roku i, o ile to możliwe, moja sympatia dla panien March jeszcze się pogłębiła.

Jesteśmy w Ameryce Północnej w okresie wojny secesyjnej. W Orchard House mieszka rodzina Marchów. Pan March walczy na froncie, a jego żona zajmuje się domem i wychowaniem czterech córek. Matka ma bardzo nowoczesne jak na owe czasy poglądy na wychowanie dzieci oraz na rolę kobiety w społeczeństwie, daje córkom dużą swobodę, pomaga rozwijać własne talenty i zachęca do szukania własnego miejsca w świecie. Panny March to cztery indywidualności, które pomimo dzielących je różnic bardzo się kochają i świetnie rozumieją. Najstarsza Meg jest tradycjonalistką, jej największym marzeniem jest założyć szczęśliwą rodzinę, zostać spełnioną żoną i matką. Nieco młodsza Jo to rodzinna artystka - fascynuje ją teatr, ma talent literacki i w pisaniu widzi swoją przyszłość. Jest też najbardziej niezależna z sióstr March. Z kolei Beth jest bardzo nieśmiała a jej największym marzeniem jest niesienie pomocy innym, nawet kosztem własnego zdrowia. Najmłodsza siostra Amy to jeszcze dziecko, chociaż pozuje na damę, i jak to najczęściej z najmłodszymi w rodzinie bywa jest rozpieszczona i kapryśna.

Na kartach książki śledzimy codzienne życie sióstr March, ich radości i smutki, nadzieje i rozczarowania. I chociaż książka powstała niemal 150 lat temu w dalszym ciągu może być aktualną lekturą dla młodych dziewcząt - a i dla tych starszych też. Być może dla współczesnej czytelniczki będzie ta opowieść zbytnio moralizatorska, ale trzeba pamiętać, że w okresie kiedy powstała "powieści dla dorastających panien" musiały nieść ze sobą wartości wychowawcze - to samo można dostrzec w uwielbianej przez większość młodszych i starszych czytelniczek "Ani z Zielonego Wzgórza", która chociaż powstała sporo później, to jednak napisana jest w bardzo podobnej konwencji.
Autorce udało się stworzyć wiarygodnych bohaterów, a przez to, że każda z dziewcząt jest inna czytelniczki mają większą możliwość utożsamienia się z którąś z nich.
Prosty język, nieco staroświecki urok i ciekawe postacie stworzone przez autorkę sprawiają, że książka jest idealną lekturą na długie wieczory lub leniwe popołudnia...

środa, 14 marca 2012

Złota Elżunia - Eugenia Marlitt

 

Wyjątkowo polska okładka mnie nie odrzuciła - miałam tę środkową - ładna reprodukcja, do tego pasująca do treści. Chociaż i tak stare niemieckie wydania robią większe wrażenie:


Eugenia Marlitt
Złota Elżunia
Goldelse, 1866
Wyd. Siedmioróg 1998


Złotowłosa Elżunia to szesnastolatka, bardzo utalentowana muzycznie, która wraz z rodzicami i młodszym braciszkiem Waciem przeprowadza się do starego zrujnowanego zamku, który jej matka otrzymała w spadku. Nowa siedziba, zagubiona w środku lasu, okazuje się równie romantyczna co przygody, które czekają Elżunię. Dziewczyna zaprzyjaźnia się z kaleką dziedziczką z pobliskiego dworu, ale zyskuje zaprzysięgłego wroga w jej kuzynce (i nie tylko w niej). Dziedzic, wielbiciel archeologii, który właśnie powraca do dworu wywiera na Elżuni mieszane wrażenie i nie wiadomo, czy to będzie przyjaźń, czy kochanie, czy może nic nie będzie. Jakby tego było mało, malownicze ruiny okazują się kryć rozwiązanie zagadki pochodzenia rodu Elżuni.

Bardzo sympatyczna książeczka i sympatyczna bohaterka, miło się czytało, chociaż gorący romans między "szesnastką" a mężczyzną prawie 40-letnim trochę mi zgrzytnął. Czasy się jednak troszkę zmieniły ;)
 

Stare niemieckie ilustracje do "Złotej Elżuni"


To co mnie natomiast zdumiało, to dziwnie propolskie hasła w tej książce. Dziwnie - bo pisarka była Niemką, we własnym kraju popularną. Tymczasem wszyscy pozytywni bohaterowie noszą polskie nazwiska i często pojawiają się uwagi dotyczące gnębienia i uciskania polskości przez Niemców. Panny grają Chopina, a śpiewają pieśni Moniuszki. Powieść wydano w 1998 r., ale na podstawie wydania z 1930 r. Mam poważne wątpliwości, co do wierności ówczesnego przekładu. Podejrzewam, że postąpiono z oryginałem dość swobodnie, dokonując luźniejszej adaptacji na grunt polski, od niedawna niepodległy, a Niemcom wrogi. Niestety nie znam języka niemieckiego, więc mierzyć z oryginałem  się nie będę, ale sprawdziłam, że nazwiska występują w nim niemieckie. Podejrzewam więc, że polskie pochodzenie bohaterów oraz jego konotacje zostały wyssane z palca tłumaczki. Szkoda jednak, że współczesnych wydań nie dokonuje się na podstawie oryginałów.

Z ciekawostek - bohaterka "Złotej Elżuni" pięknie grała na pianinie. Autorka także studiowała muzykę, ale straciła słuch i zajęła się literaturą. Z pożytkiem dla tej ostatniej.

wtorek, 13 marca 2012

Po prostu Katy - Susan Coolidge

Susan Coolidge
Po prostu Katy
What Katy did
, 1872
Wydanie polskie: Novus Orbis

Trzytomowy cykl Susan Coolidge o dziewczynie imieniem Katy, wydany w drugiej połowie XIX w., należy do najbardziej znanych  amerykańskich klasyków powieści dla dziewcząt. Przynajmniej - znanych w Ameryce, bo w Polsce chyba nie zyskał sobie sławy, a obecnie dostępne (umiarkowanie dostępne) jest tłumaczenie tylko pierwszego tomu, pt.  "Po prostu Katy" (org. What Katy Did). Podobno (wg Biblionetki) było polskie tłumaczenie drugiej części - What Katy Did at School - ale obecnie nie da się go zdobyć. Trzeci tom - What Katy Did Next - chyba nie został nigdy przetłumaczony.

Nie zachwyciła mnie ta powieść jakoś szczególnie. Pierwsza połowa to taka typowa opowieść o drobnych codziennych przygodach licznego rodzeństwa, trochę jak Bastablowie u Edith Nesbit. Druga część skojarzyła mi się z Pollyanną. Ale uświadomiłam sobie, że i Nesbit, i Eleanor Porter tworzyły dużo później,  więc bardzo możliwe, że "ściągały" właśnie z "Katy". I powieść - jako prekursorka - zyskała w moich oczach :)

Główna bohaterka powieści to 12-letnia (akcja powieści obejmuje 4 lata, więc kończy jako 16-latka) dziewczynka imieniem Katy, najstarsza z rodzeństwa Carr - dalej idą: Clover, Phil, Elsie, Joanna i Dorrie. Ich ojciec jest lekarzem, matka zmarła kilka lat wcześniej - opiekę nad rodzeństwem sprawuje głównie troskliwa, ale niezbyt kochana ciotka Izzie. Ciotka lubi dzieci czysto ubrane i odmawiające paciorek, tymczasem rodzeństwo Carr nieustannie pakuje się w tarapaty. Przoduje w tym Katy, wiecznie potargana i w porwanej sukience, która chce dobrze, ale wychodzi jej na opak... Tak jest do czasu, kiedy w rodzinie wydarza się tragedia i Katy musi zmierzyć się z faktem, że jej życie będzie wyglądało zupełnie inaczej niż sobie dotąd wyobrażała.

Sympatyczna powieść dla dziewcząt, choć bez jakichś szczególnych fajerwerków. Możliwe, że skuszę się na kolejne części w oryginale, ale nie obiecuję.

poniedziałek, 12 marca 2012

Księżniczka - Zofia Urbanowska

Słyszałam o dydaktyzmie Zofii Urbanowskiej, oglądałam romansową okładkę z serduszkiem (ohydną, swoją drogą) i byłam pełna jak najgorszych przeczuć co do lektury. Tymczasem "Księżniczka" okazała się przemiłą niespodzianką. W swoich czasach zresztą była "bestsellerem" i nawet przetłumaczono ją na język francuski. Chętnie czytałabym więcej takich polskich perełek. Jane Austen i siostry Bronte wielkimi są, ale na Anglii świat się nie kończy, a polskie panienki XIX-wieczne też miewały ciekawe żywota ;)

Zofia Urbanowska
Księżniczka 
1886
Wyd. Tenten 1991

Bohaterka książki, siedemnastoletnia Helenka, wychowywała się w bogatym domu. Śliczna jak obrazek dziewczyna ma dobre serce, ale przyzwyczajona jest do zbytków i zaspokajania zachcianek. Jej matka to wzór arystokratki, kobieta, której ulubionym zajęciem jest siedzenie w pozie omdlałej na szezlongu, a w swej córce wytrwale pielęgnuje ów uroczy "rys słabości", który jej zdaniem jest główną ozdobą dziewczyny. Ojciec to człowiek dobry, ale niepotrafiący gospodarować pieniędzmi, których zawsze miał pod dostatkiem. Dobre serce i nieumiejętność odmowy wpędzają go w końcu w poważne długi. Rodzina staje na skraju bankructwa.


Helenka, dotąd żyjąca głównie myślą o balach, na których właśnie zaczęła bywać, staje nagle w obliczu nieuniknionej nędzy. Matka ma dwie białe, delikatne i lewe rączki, ojciec jest stary i schorowany, a ratunku szuka w modlitwie. Helenka musi zakasać swoje muślinowe rękawki i wziąć się do pracy.

Jako "panna sklepowa" trafia do firmy ogrodniczej i domu rodziny Radliczów. Dom ten w niczym nie przypomina jej własnego. Rodzina nazywana jest przez Helenkę szyderczo "kwakrami" - ze względu na skromny i prosty styl życia. Powoli jednak rozpieszczona panienka dostrzega pielęgnowane przez Radliczów wartości i rozpoczyna długi a zwłaszcza nader bolesny proces wewnętrznej przemiany.

Obawiałam się ciężkiego przypadku romansu, ale wątek miłosny występuje tu na bardzo dalekim planie. Główną rolę odgrywa przemiana bohaterki oraz zmagania z ciężką sytuacją finansową. Walka Helenki o uratowanie rodziców przed bankructwem naprawdę wciąga. W dodatku historia pracy bohaterki nad własnym charakterem jest psychologicznie prawdziwa - żadne tam hop siup, tylko pot, łzy i wewnętrzny bunt. Poza samą fabułą powieść jest po prostu ciekawym obrazkiem obyczajowym Polski okresu rozbiorów, a także stosunków polsko-niemieckich. W dodatku to zdecydowanie pozytywistyczno-feministyczne dzieło, podkreślające rolę kobiet w społeczeństwie, a także konieczność kształcenia tychże w czymś więcej niż śpiew i haft. Książka Urbanowskiej niewątpliwie ma pełnić rolę edukacyjną, zresztą została napisana na konkurs "Tygodnika Ilustrowanego" na powieść ukazującą obraz i wzór "dojrzałej kobiety, a kobieta przedstawiona być miała na polu właściwego jej działania w rodzinie lub poza jej obrębem". Abstrahując jednak od nauk płynących z lektury, sama fabuła jest wyjątkowo wciągająca, styl uroczy, a przekazywane nauki niezmiennie aktualne.

Zachęcam gorąco i samej sobie życzę podobnych literackich odkryć.

Pierścień i Róża - William Makepeace Thackeray

Pierścień i Róża - William Makepeace Thackeray
Autor: William Makepeace Thackeray
Tytuł: "Pierścień i róża
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 1855

Ocena:
Egzemplarz książki, który posiadam we własnej biblioteczce, znacznie różnie się okładką od tej którą wam powyżej przedstawiłam. Jest to książka z opracowaniem z wydawnictwa Greg i ta okładka nie zawiera wiele, a jest zimna i odpychająca. Książkę dostałam ze szkoły na zakończenie roku i długo leżała nieruszana na półce. Dopiero pewnego dnia z nudów przejrzałam ją i wciągnęłam się niesamowicie. Dziś to jest jedna z moich ulubionych książek.

Książe Lulejko jest miłym, choć trochę głupim młodzieńcem. Mieszka w zamku ze swoim wujem - uzurpatorem i jego rodziną. Jest szaleńczo zakochany w córce wuja - pięknej Angelice, więc nie przejmuje się tym, że od dawna to on powinien dzierżyć tron. Na zamku jest również Rózia - przybłęda, która kiedyś zabłądziła i została przygarnięta przez Angelikę. To mądra i zaradna dziewczynka, która pełni rolę osobistej służącej księżniczki. 

Lulejka nie ma szczęścia w miłości - o rękę Angeliki stara się również książę Bulbo. Oboje wydają się być w sobie zakochani, co nie podoba się księciu. Ale, ale! Czy to możliwe, że gruby Bulbo i ruda Angelika na pewno są ideałami piękna? Oczywiście, że nie! Dzieje się tak za sprawą czarów, a dokładnie dzięki róży i pierścionka, który zawsze mają przy sobie. Co jednak się stanie gdy magiczne przedmioty wpadną w niepowołane ręce? Jak postąpi książe Lulejka, żeby odzyskać ukochaną? I co wspólnego z tym wszystkim ma Czarna Wróżka? O tym przekonacie się w lekturze!

Po przeczytaniu tej książki wiem, że Thackeray jest mistrzem słowa. Operuje językiem i stylem w tak przedziwny sposób, że czytelnik zapomina o wszystkim. Przy czytaniu często wybucha śmiechem, ponieważ mnóstwo jest tu dobrego humoru, satyry i ironii. Autor kpi sobie z bohaterów, układając wydarzenia w przedziwny czasem sposób. Książka nie jest długa, a na długo pozostaje w pamięci, bo można rzec, że jest napisana genialnie. 

W trakcie lektury możemy również podziwiać kunszt malarski autora. Sam zilustrował swoją powieść. Rysunki są czasami śmieszne, czasami rubaszne i zabawne, ale zwykle są to karykatury bohaterów. Poprzez świetne wykreowanie swoich postaci, Thackeray pokazuje do czego doprowadzają zazdrość, nienawiść, oszustwo i kłamstwo  - do rozpaczy, ruiny i nieszczęścia. Książka "Pierścień i róża" ma niewątpliwie drugie dno, nie pozostaje po niej tylko mile spędzony czas, ale również płynie z niej jakaś nauka. Bardzo żałuje, że ta książka nie jest już w kanonie lektur i to niewątpliwa strata dla młodych ludzi.

Czytając można poczuć angielski klimat i niepowtarzalny urok baśni. Bo "Pierścień i róża" to z pewnością baśń, tylko, że to baśń dla dzieci i  dorosłych. Sięgnąć po nią może każdy i każdemu się spodoba. Jest ponadczasowa i swój morał oddaje zarówno teraz jak i sto lat temu. Swojej nauki nie wymusza, każe czytelnikowi samemu się zastanowić. Kiedy razem z bohaterami przeżywamy niezwykłe magiczne przygody, możemy zastanowić się jak my w takiej sytuacji postąpilibyśmy.

Warto zapoznać się z tą historią, bo jest ciekawa, zabawna, pouczająca i wciągająca. Niewiele jest takich książek na polskim rynku i niewiele osób wie, że istnieje taka powieść, która uczy i bawi. Jestem przekonana, że spodoba się ona każdemu, to tylko po nią sięgnie! Zachęcam was bardzo do poznania jej, bo naprawdę warto.

Gorąco polecam!

Recenzja jest również na moim blogu: papierowyazyl.blogspot.com

piątek, 9 marca 2012

Rosalynn - Louisa May Alcott

Ponieważ z dzieł pani Alcott znam tyko "Małe kobietki" z chęcią zgarnęłam z bibliotecznej półki "Rosalynn" jej autorstwa.

Wyjaśnienie pochodzenia tej książki sprawiło mi nieco problemów. Na stronie redakcyjnej brak tytułu oryginalnego (zresztą wydanie woła o pomstę do nieba, ale o tym dalej), w bibliografii Louisy May Alcott wśród oryginalnych tytułów brak "Rosalynn". Wreszcie udało mi się  zorientować, że to połączenie dwóch tomów. Oryginalna książka to "Eight Cousins", czyli "ośmiu kuzynów" (w Polsce ukazała się ona pierwotnie pod tytułem "Pięć ciotek i siedmiu kuzynów Elżuni"). Druga jej część to "Rose in Bloom" (w polskim tłumaczeniu "Rozkwitła róża" - obecnie przekłady te nie są już raczej dostępne na rynku).

W latach 90. XX w. wydano w Polsce "Rosalynn", która łączy w jednej książce oba tomy. Mam jednak pewne podejrzenia (nie wiem, czy słuszne), że nie jest to wierny przekład oryginału, ale że dokonano w nim pewnych skrótów akcji. Na stronie redakcyjnej istnieje tylko informacja, że książkę adaptowała Maria Ginter. Na czym to adaptowanie polegało - nie wiem.

Louisa May Alcott
Rosalynn
Eight Cousins (1875)
Rose in Bloom (1876)
Wyd. Geminus-Res 1992


Bohaterka książki, to w oryginale Rose, czyli Róża, ale w polskich tłumaczeniach występuje albo jako Elżunia, albo Rosalynn. Pozostanę przy tej drugiej formie, bo pod takim mianem ją poznałam :) Trzynastoletnia dziewczynka, osierocona przez rodziców, zamieszkuje w miejscu zwanym "Ciotczynem" (Aunts' Hill) - w domu swoich ciotecznych babek Abundancji i Pacyfiki, w pobliżu którego zamieszkują pozostali krewni, czyli ciotki Jane, Klara, Myra i Jo ze swoimi mężami i synami (synów tych, czyli kuzynów Rosalynn jest siedmioro - rozbrykanych urwisów w wieku od lat 5 do 15). Ciotki biadolą nad wątłą, smutną panienką, pakując w nią tony leków i wieszcząc rychłe opuszczenie padołu. Na szczęście w porę zjawia się jej stryj Aleksy, lekarz i zapalony podróżnik, który postanawia zastosować całkiem inną, i jak się okaże, bardzo skuteczną kurację. Rosalynn odnajduje radość życia i przeżywa wiele przygód w towarzystwie ciotecznych braci. Druga część jest już bardziej romansowa, bo Rosalynn wyrasta na uroczą panienkę, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem swoich kuzynów


Bardzo mi się podobała ciepła i radosna atmosfera tej książki. Mam ochotę zapoznać się z innymi powieściami pisarki - niestety po polsku chyba nic poza "Małymi kobietkami" nie jest dostępne, więc pozostaje zgłębianie oryginałów.


Niestety, jak wspomniałam, polskie wydanie jest okropne. Powieść z pewnością nie miała żadnego kontaktu z redaktorem językowym lub choćby korektorem. Błąd na błędzie. Znaki interpunkcyjne utkane w najdziwniejszych miejscach lub ich brak (np. kropek na końcu zdania - to chyba nie wymaga wielkiej wiedzy od wydawcy ), brakujące słowa lub fragmenty zdań (!), dziwne tłumaczenia imion (ciotka Jesse po polsku nazywa się Jo), bardzo widoczne błędy w przekładzie, odbierające sens niektórym zdaniom. Teraz narzekamy na literówki w książkach, ale mam wrażenie, że taki twór jednak by nie przeszedł. Mimo to jestem wdzięczna wydawnictwu Geminus-Res, że przybliżyło polskim czytelnikom jedną z niesłusznie zaniedbywanych u nas powieści L.M. Alcott. Marzy mi się jednak porządne wznowienie.


 

Polska okładka niestety nie zachwyca:

poniedziałek, 5 marca 2012

Wakacje z duchami - Adam Bahdaj

Kiedy skończyłam czytać tę książkę, musiałam spojrzeć na moje listy przeczytanych książek, w poszukiwaniu innych powieści Adama Bahdaja. Wynika z nich, że czytałam tylko jedną: Stawiam na Tolka Banana. I z tego, co pamiętam, podobała mi się. Tym bardziej nie mogę teraz zrozumieć, dlaczego "Wakacje z duchami" przeleżały u mnie na półce tyle lat. Ksiązka trafiła do mnie jeszcze w podstawówce, wiele razy zaczynałam ją czytać i zawsze po paru stronach odkładałam.
Tym bardziej się cieszę, że dołączyłam do trzech wyzwań, które zdopingowały mnie do nadrobienia tej zaległości.

Bohaterami powieści są trzej chłopcy: Maniuś "Paragon", Felek "Mandżaro" i Boguś "Perełka". O ich wcześniejszych przygodach można przeczytać w powieści: "Do przerwy 0:1".
W "Wakacjach z duchami" cała trójka przebywa w gościnie u ciotki Perełki.
Okolica jest wprost wymarzona na letnie wakacje dla dzieci z warszawskiej Pragi. Las i leśniczówka, jezioro i zamek, na którym zaczynają straszyć duchy. Chłopcy postanawiają dowiedzieć się, czy zjawy są prawdziwe. Chłopcy z zapałem śledzą coraz to nowych podejrzanych, a ich poszukiwania zataczają coraz szersze kręgi.


"Wakacje z duchami" zotały po raz pierwszy wydane nakładem wydawnictwa "Nasza Księgarnia" w serii "Klub Siedmiu Przygód", w 1962 roku. I wcale się od tamtego czasu nie zestarzały. Z prawdziwą przyjemnością szukałam wraz z tymi trzema chłopcami rozwiązania zagadki duchów na zamku. Autorowi parę razy i mnie udało się zmylić. Polubiłam bohaterów. Każdy z nich ma odmienny charakter, co doskonale to widać w zachowaniu i w sposobie mówienia. Myślę, że ta powieść detektywistyczna może się nadal podobać, choć pewnie dzisiaj znajdzie czytelników wśród trochę młodszej młodzieży, niż w czasach swojego pierwszego wydania. Swoją drogą ciekawa jestem, czy młodzież sięga jeszcze po takie nienajnowsze ksiązki?
Ja w każdym razie polecam.

Wpis zamieściałam również na swoim blogu:

Książkowe podróżowanie